środa, 6 października 2010

Nie taki jersey straszny...


Tak jak napisałam dwa dni temu, zabrałam się za szycie. Choć zarzekałam się, że to nie będzie model z wrześniowej burdy, to stało się inaczej. A wszystko za sprawą prywatnej firmy transportowej. Co ma transport do szycia? Ano to, że na przystanku, z którego zwykle odjeżdża mój PKS, zatrzymał się prywaciarz i jechał w moją stronę. Nie mam teraz biletu miesięcznego, więc wskoczyłam sobie w autobus i niesamowicie wcześnie byłam w moim mieście powiatowym.
17:11 to bardzo wczesna godzina, nie wiem, jak udało mi się tego dokonać, najczęściej jestem o 18, 19 lub 20 (potem jeszcze jakieś 10 km do domu). Skoro już byłam tak wcześnie, to postanowiłam zajrzeć do sklepów z tkaninami. Jeden (ten od czerwonej sukienki w arabeski) niestety już zamknięty, czynne jest tam tylko do 17, ale za to drugi, całkiem blisko jest do 18. A tam!!! Przynajmniej 10 tkanin, na które od razu bym się rzuciła, ale trzeba panować nad swoimi chuciami, wzięłam się w garść i kupiłam jeden – śliwkowy jersey.
Wpadłam do domu i do dzieła. Po dwóch wieczorach przy maszynie (rety ależ jestem niewyspana!) dziś założyłam moje dzieło do pracy.
Jest to golf, oczywiście z Burdy 9/2010 model 121, czyli moje 17 szyciowe dzieło

Pierwszy raz szyłam z jerseyu, pierwszy raz użyłam podwójnej igły, a przymierzałam się do niej prawie 10 lat i nie miałam odwagi. Igła chyba pierwszy raz była w użyciu. Podejrzewam, że babcia nie szyła podwójną, tak więc po ponad 30 latach igła się odczekała, a tępa była niesamowicie. Gdzieś kiedyś wyczytałam, że jeśli igła się stępi należy przeszyć po folii aluminiowej lub po drobnoziarnistym papierze ściernym. Tu poratował mnie Ziutek i użyczył mi arkuszy papieru ściernego w dwóch grubościach (dziękuję). Pomogło, bo wreszcie maszyna ruszyła, ale i tak, gdy podszywałam przód i zatrzymałam się na chwilę, to wcięło mi materiał, wciągnęło w transporter i zrobiło dziurę. Bardzo tego nie widać, ale jest. Trudno, nic na to nie poradzę, może przy następnym golfie pójdzie lepiej?
Polecam ten model, szyje się go łatwo i szybko. Minus: coś jest nie tak na liniach biustu i pachy. To elastyczna tkanina, więc bardzo nie czuć, gdy ciągnie, ale w koszulach już tak. Nie wiem, co jest nie tak i nie mam pomysłu jak to poprawić. Czy to wykrój jest niedoskonały, czy wysokość mojego biustu nie odpowiada wymiarom z Burdy, czy jest to wina wady postawy? To pytania, na które będę poszukiwać odpowiedzi.

Dziś w pracy byłam ubrana nie tylko we własnej produkcji golf, ale też spodnie. Spodnie zaczęłam rok temu jesienią, a skończyłam w tym roku wiosną.
Spodnie w stylu Marleny Dietrich – Burda 11/2006 model 122



Nie leżą na mnie tak super, bo uszyłam za duże. Tak mi zostało wbite do głowy przez babcie: „zrób luźniejsze, to jak się poprawisz, to też będzie dobre”. To zdanie często słyszała moja ciocia i ja, bo obie obfitymi kształtami nie grzeszyłyśmy i babcia miała nadzieję, że wreszcie to nastąpi. Mi się udało troszeczkę poprawić, ale cioci nic a nic.

Jeszcze zaprezentuję zupę, która mi dziś Ziutek zaserwował – zupa z dyni według przepisu Agnieszki Kręglickiej - http://www.rondelek.pl/zupa-krem-z-dyni-agnieszki-kreglickiej/ zmodyfikowana, bo z mięskiem indyczka. Pyszności! 

1 komentarz:

  1. Oj kochana szalejesz!!! golf super choć faktycznie ta linia biustu odrobinkę nie taka ale zakładam, ze to raczej kwestia wykroju :) spodnie rewelacja!!! strasznie mi się podobają :)

    OdpowiedzUsuń