Tak jak obiecałam wczoraj w kolejnym odcinku mały rzut oka na Bordeaux, miasto kojarzące się głównie z dobrym francuskim winem.
I nic dziwnego bowiem historia upraw winorośli i produkcji wina sięga we Francji starożytności, a rejon Bordeaux to jeden z najważniejszych rejonów uprawy winorośli na świecie. Winnice rosną na ponad 100 tys. ha, na glebach bardzo zróżnicowanych od żwirowatych piasków do wapieni i glin.
To piękne miasto z wieloma zabytkami, ale niestety, służba nie drużba, miałam niewiele czasu, aby je podziwiać. Do tego pogoda nie sprzyjała: śnieg i deszcze ze śniegiem. Doświadczyłam za to w Bordeaux czegoś rzadkiego i osobliwego. Czego zapytacie? Ano właśnie śniegu, gdyż ten znany nam dobrze biały puch, jest w tamtych rejonach czymś obcym. Tam rosną palmy i inne ciepłolubne rośliny, znane u nas z doniczek i nie powinny oglądać tej białej przyjemności. Jak to się czasem zdarza, nawet tam, gdzie śnieg normalnie nie pada, to od czasu do czasu spadnie. I spadł w Bordeaux właśnie wtedy, gdy tam byłam.
A wiecie co dla Francuzów oznacza śnieg w Bordeaux? Wielką katastrofę! Jak nie spodziewają się śniegu, to wiadomo nie przygotowują się do zimy, a zatem nie potrafią jeździć po białej mazi, nie zmieniają opon. Całe miasto na kilka godzin stanęło z powodu 2 cm śniegu! Bo nie była to przecież taka śnieżyca jak na Bornholmie, to tylko 2 cm, no ale jak ktoś tego się nie spodziewał. Staliśmy w wielkim korku i tylko słyszeliśmy jak raz po raz jakieś autka dają sobie buzi (co kierowców oczywiście nie zachwycało). Ludzie, a szczególnie panie na wysokich obcasach i w cienkim odzieniu, ledwo mogli poruszać się po chodnikach. Przed głównym mostem stanęły tramwaje i ludzie tak sobie szli i szli po torach…
A teraz coś na osłodę. Te cudowności są z czekolady! Precyzja wykonania i dbałość o szczegóły mnie powaliła…
A samo miasto jak to miasto, ozdobione lampkami z okazji świąt, żyło swoim życiem nawet o pierwszej w nocy