piątek, 17 stycznia 2014

Burda 2/2014


Dziś przyszła lutowa Burda,z upatrzoną sukienką,a moja maszyna w serwisie:( A tak chciałam w ten weekend poszyć ;(

Aktualizacja:
Ziutek odebrał maszynę:) Szansę na szycie powróciły.
Przejrzeliśmy Burdę wspólnie i w większości modeli jesteśmy zgodni (grunt to wybrać faceta o podobnym guście;))
Oczywiście na pierwszym miejscu jest wyczekiwana przeze mnie sukienka
Ta bluzka mnie urzekła
Spodnie nęcą mnie mocno

Ziutkowi spodobały się punkowe spodnie
Żakiet o takim samym fasonie jak ten mój nieudany

A teraz mogę sobie zacząć marzyć, że szyję... bo pewnie nie uszyję nic, jak to się dzieje od czasu pojawienia się pana Dziewońskiego w moim życiu.

czwartek, 16 stycznia 2014

W drodze do doktora

Klapa:( po kolejnym wieczorze nieskutecznej regulacji maszyny, Łucznik został spakowany i pojechał do serwisu;(już za nim tęsknię.

środa, 15 stycznia 2014

Wspomnienie szalonego grudnia



Nie wiem, jak to się stało, ale grudzień przeleciał mi z prędkością światła. Wszystko naraz tak przyspieszyło, że z wieloma sprawami najzwyczajniej się nie wyrobiłam, choć zaczęłam wcześniej. Na przykład prezenty były na ostatnią chwilę robione, był płacz i lament bo maszyna przepuszczała ścieg, bo podwójną igłę złamałam. Po wielu bojach i z pomocą męża jakoś udało się wyprodukować czapki, które dostali tata, brat i mąż. Jak złapię któregoś do pozowania, to pokażę co mi wyszło. Na razie mogę tylko napisać, że kilku osobom czapki się spodobały.
A miałam taki dobry start. Już w pierwszy weekend powstała broszka, naszyjnik i kolczyki, a potem zakręciło mnie;) Czego dowód w dalszej części posta.

Byłam też u fryzjerki, kto mnie zna, wie jak tego nie cierpię. Na koniec wizyty poprosiłam o koronę, a wyszedł... ślimak. 
 
Zdarza się tak, że szefowie działów/prezesi/dyrektorzy mają jakieś fajne wyjazdy służbowe. I czasem zdarza się, że nie mogą/nie chcą pojechać i ktoś z pracowników jedzie w imieniu firmy. W tym roku trzy razy mi się trafiła ta łaska:) Raz w październiku, gdy byłam w Ogrodzieńcu i przy okazji zahaczyłam o pustynię błędowską (tutaj i tutaj) i dwa razy w grudniu. W grudniu raz było fajnie, a raz średnio. Ten fajny raz dotyczył głównie hotelu, w którym miałam szczęście nocować: hotel Hilton w Łodzi z basenem, sauną i spa na 10. piętrze!

Pływanie i patrzenie w dół na ulice, na samochody daje niesamowite wrażenie! Także sauna była w tym hotelu niezła, szkoda, że miałam tak mało czasu dosłownie pół godzinki przed śniadaniem, ale dobre i to:) Poza tym mają w tym hotelu pyszne jedzenie i nawet osoba na diecie znajdzie coś w ofercie śniadaniowej.

Ten grudniowy pęd był pewnie spowodowany tym, że na początku grudnia jeździłam gokartem… ale to nie było przyjemne...


Poza tym byliśmy z Ziutkiem w kinie na „Papuszy” – ale o filmie to innym razem napiszę.

wtorek, 7 stycznia 2014

"Mikołaju, Mikołaju...

... siedzisz sobie w ciepłym kraju, a tu u nas zawierucha, każde dziecko ciebie szuka."

Zawieruchy nie było, bo była na Wielkanoc, a Mikołaj nie był w ciepłym kraju, tylko w Polsce i w tym roku kilka prezentów wykonał własnoręcznie.
Zacznijmy o tego, co lubią panie - od błyskotek.
Mama dostała sutaszowe kolczyki. Małe i lekkie, takie do codziennego noszenia.


Kolczyki te to kolejna wersja kolczyków, które kilka lat temu zrobiłam (tutaj) Pierwsze były niebieskie z perłami, drugie zielone szklano-perłowe. Zmieniłam sposób mocowania zawieszki - są wygodniejsze. Ten wzór jest bardzo przyjemny i wygodny w noszeniu. Chciałabym zrobić sobie kilka wersji kolorystycznych. Ciekawe kiedy to mi się uda?