czwartek, 29 września 2011

Nie samym szyciem żyje człowiek

Czasem trzeba coś zjeść. Ogólnie pisząc to w kuchni rządzi Ziutek, co widać;) Gdzieś słyszałam, aby nigdy nie ufać szczupłemu kucharzowi:)))

Wczoraj i częściowo dzisiaj dostąpiłam łaski kucharzenia i powstały:
- zapiekanka z cukinii i ryżu (fot. brak). Stary przepis pokręcony i zmieniony, w wersji wegańskiej wyszedł mi dość mdlisty (śmietanko tłusta i pyszna gdzie jesteś?)

- bakłażany zapiekane wg przepisu z ostatniego odcinak "Ewa gotuje" (przepis tutaj). W oryginale na wierzchu miała być feta u mnie w wersji wege było tofu. Też niezłe. Ziutkowi smakowało.



Wczoraj już nie wyrobiłam, ale za to dzisiaj zrobiłam farinatę. Włoskie danie z cieciorki (uwielbiam cieciorkę, dzień bez cieciorki jest dla mnie dniem straconym).
Farinata na moim ulubionym talerzyku w niezapominajki:)
Przepis znalazłam na fantastycznym blogu Weganie.
Znalazłam tam też przepisy na ciasta bez jajek i bez mleka (jestem prawie uratowana, jeszcze aby były bez mąki;)) Przymierzam się do ciasta z dyni. Może jutro się uda?

środa, 28 września 2011

Dzisiaj są urodziny - bawmy się!

Dziś są pierwsze urodziny tego bloga. Choć życie blogowe tak naprawdę rozpoczęłam kilka miesięcy wcześniej w innym miejscu (tu mój pierwszy blog), to tak na dobre w blogowaniu rozgościłam się dopiero tutaj.
Przez ten rok napisałam 175 postów.
Najwięcej było wpisów oznaczonych etykietą "szycie" (47) i dobrze, bo głównie szyciu miał być poświęcony ten blog i jest to moje ulubione hobby.
Na drugim miejscu uplasowały się posty oznaczone jako "inne" (31), czyli groch z kapustą:)
Na trzecim jest "biżu" (26), a na czwartym "kuchnia" (20) - w planach mam oddzielenie kuchni od sfery robótkowej i utworzenie odrębnego bloga o tej tematyce (ale nadal będę szyć w mojej kuchni:))
Do 20 dobijają "Burda", "filcowanie", "kot" i "rodzina".
Dobrze, były dwa łyki statystyki, a teraz przejdźmy do sedna:

Jest okazja, no to jest impreza! Zapraszam na cukierasa! Oto słodka broszka z sutaszowym środkiem do przygarnięcia plus drobne niespodzianki, których nie pokażę:)


Zasady są proste:
1. Komentarz pod tym postem z wyrażeniem chęci udziału (jedna osoba - jeden komentarz!),
2. Umieszczenie powyższego podlinkowanego zdjęcia u siebie na blogu w pasku bocznym lub w poście
3. Bawimy się przez tydzień, zapisy do 5 października do południa (czyli do godziny 12). Za tydzień w środę wieczorem wylosuję 1 osobę, do której trafi cukierasek:)

Przypominam też o zabawie na łapanie 500 komentarza. Przed 400 licznik z komentarzami przyspieszył, a jak tylko ogłosiłam łapanie 500 zwolnił i wlecze się strasznie. Zostało już mniej niż 40 komentarzy do 500. Liczę, że przy okazji rocznicy bloga, ktoś ustrzeli 500.
Zapraszam

wtorek, 27 września 2011

Wieczorny poniedziałkowy sukces

Ponad dwa tygodnie na maszynie leżały skrojone spodnie. Już i koty zaczęły robić sobie na nich legowisko, aż wreszcie po przeszukiwaniu i czytaniu Burdy i Burdy Krok po kroku, po wgryzaniu się w nieliczne rysunki poglądowe, oświeciło mnie jak zrobić kieszeń z jednostronną wypustką. Uff! Pierwsza zrobiona i dziś wieczorem druga, a jutro pewnie już uszyję resztę.
Kieszeń z jednostronną wypustką wygląda tak:
Fotki w różnym świetle i druga trochę prześwietlona, aby było widać ideę tej kieszeni. Jak się już wie, jak to zrobić to jest proste, ale jeszcze wczoraj tak do końca nie widziałam, więc kieszeń z wypustką ma pewne niedociągnięcia.
Spodnie, które szyję mają bardzo ciekawy fason (nietypowy tył) i pochodzą z Burdy listopadowej 2010. To rozmiar 17-21, czyli małe kobietki.
Rysunek pochodzi ze strony www.burdastyle.de

Wzrostem do małych kobietek nie należę, masą może i tak, zatem ryzykuję:) Wymiary małych kobietek aż tak bardzo nie różniły się od moich. Spodnie można wydłużyć, najważniejsze by zgadzały się podkrój kroku i wysokość talii. W pierwszej przymiarce zgadzały się, zobaczymy co dalej.

poniedziałek, 26 września 2011

Sytaszowy dylemat rozwiązany

Dziękuję za wszystkie podpowiedzi i rady na temat mojego sutaszowego dylematu (tutaj).
Były po dwie propozycje: aby rozbudować i zrobić broszkę lub naszyjnik/zawieszkę.
I jedna propozycja (Wiewiórki), aby zrobić kolczyki.
Wygrała opcja mniejszościowa. O, tak nie typowo:) A przyczyna jest banalnie prosta: nie miałam takiej ilości sznurka, by rozbudowywać ten element. Dlatego drobiłam drugi taki sam i jest para kolczyków.

Zrobienie dwóch prawie takich samych elementów z sutaszu (w przypadku kolczyków lustrzanych odbić) jest bardzo trudne. To pewnie dlatego wiele osób robi jeden kolczyk większy i w tej samej tonacji drugi mniejszy:) Wygląda to egzotycznie i ciekawie, i jednocześnie pozwala obejść trudności w tworzeniu takich samych elementów.
Kolczyki te świetnie wyglądają na uszach.
Piątek spędziłam w bibliotece. Wreszcie wybrałam się do ludzi i mogłam się wystroić. Nałożyłam mój jeden jedyny sutaszowy naszyjnik oraz kolczyki (o te) i tak jadąc sobie komunikacją publiczną rozmyślałam nad tym, że jeszcze nie widziałam na żywo, aby ktoś nosił sutaszową biżuterię. I tego dnia pierwszy raz zobaczyłam! Błękitna kobieta miała na sobie sutaszowe kolce w błękitach, wielki naszyjnik filcowy w błękitach, błękitne ubranie, błękitna torbę, ba! Ona nawet miała końcówki włosów błękitne! To się nazywa miłość do koloru!

Odpowiedzi:
Foksal i Wiewióro! Dzięki za podpowiedź, myślałam o czymś takim, a Wy mnie tylko utwierdziłyście w tym pomyśle:) Wielkie ozdobne guziki zrobię chyba z masy fimo:)

niedziela, 25 września 2011

Mieszana niedziela w śliwkowym kolorze pod znakiem igły i doła

Męczy mnie chandra, bo nie wyrobiłam z robotą i nie pojechałam na III Warszawskie Spotkanie Forum „Szyjemy po godzinach”;(((
Jak już skończyłam pracę, to ze smutku snułam się jak cień:( aż w końcu Ziutek zmobilizował mnie, bym usiadła do maszyny. Po wczorajszej porażce nie było to takie proste, ale spróbowałam. Niewypału z podwójną igła aż tak bardzo nie widać i skończyłam blezer.
Czy jestem zadowolona?
Tak: bo skończyłam kolejną rozgrzebaną pracę
Nie: bo nie spełnia moich oczekiwań. Kolejny raz górna część garderoby z wykrojów Burdy niezbyt dobrze na mnie pasuje. Blezer jest za mały, miały być guziki albo zatrzaski do niego, ale chyba zrezygnuję, bo jest za mały. Do tego rękawy pod pachami jakoś dziwnie ciągną.
Z przodu wygląda tak:

A tak z tyłu, gdy zapięłabym przód:

Dół blezera jest wykończony ozdobnym tulipanowym ściegiem zrobionym na super maszynie Janome MC7700QCP HORIZON, gdy byłam pierwszy raz w Strimie w Łodzi.


Wykrój pochodzi z jednego z moich ulubionych numerów Burdy kwiecień 2010. To blezer z krótkiego kursu szycia model 117, rozmiar 38 (a ponoć noszę 36, dziwne…)

Uszyłam z tego numeru już sukienkę (rozmiar 38 za duża) i bluzkę (zielone plusy). A w planie mam kolejne już przygotowane formy na spodnie i spódnicę (czerwone strzałki). To są jednak modele na lato, zatem muszą trochę poczekać na uszycie, bo teraz na tapecie będą dzianiny oraz wełny.
A tu blezer z golfem z Burdy 9/2010 model 121 (przedstawiałam go tu) z tego samego materiału. Właściwie to blezer jest z resztek, które mi po tym golfie zostały. I tak oto mam mój mały bliźniak:)


Urkye: jestem bardzo zadowolona z overlocka. Sposób nawlekania jest intuicyjny, ale trzeba się pilnować, bo zgapiłam się i jedno, najtrudniejsze miejsce ominęłam i był cyrk. Mam trochę trudności w logistyce szycia: które części zszywać od razu overem, a które najpierw stebnówką i tylko obrzucać overem, więc pewnie jeszcze zgłoszę się do Ciebie po lekcję:)
I jeszcze raz dziękuję za cenne rady, które doprowadziły mnie to tego wspaniałego sprzętu!

sobota, 24 września 2011

wrrr!

Uwaga, będę się żalić;( bo sobota niewypał.
Zaspaliśmy z Ziutkiem, spaliśmy do 11 i przespaliśmy połowę cudownie słonecznego dnia.
Potem chciałam zabrać się za szycie, ale wcięło mi skrojony blezerek. Dwa dni temu wyciągnęłam go z szafy i przepadł. Obszukałam cały dom, nie ma. Był zwinięty razem z wykrojem w rulonik i przepadł. Przysiadłam zrezygnowana na kanapie i mnie oświeciło, by zajrzeć za kanapę... był! Czyżby któraś kicia mi pomagała?

No to z przyjemnością sobie szyłam. Dobrze szyło i się.... zepsuło. Złamałam w Łuczniku nowiuśką podwójną igłę szmetza!  Na dodatek, krzywo poszło, muszę spruć a nie mam czym poprawić, bo tylko jedną taką igłą miałam:(

Co do overa to jest świetny i bardzo ułatwia pracę, a moje ostatnie niepowodzenia wynikały z gapiostwa. Powinnam była bardziej się przyłożyć do przewlekania nitek, a nie strugać bohatera i śpieszyć się, nie byłoby problemu. Także Gosiu nie masz się co obawiać, jak zamierzasz powiększyć swój park maszynowy o overa, to polecam.

piątek, 23 września 2011

Bebechy;)

Ten wpis jest specjalnie dla Urkye:) Na jej życzenie prezentuję wnętrze overa i melduję, że przełamałam strach (z przygodami, jakżeby inaczej!) i zaczęłam szyć. Na razie to tylko testy, ale jutro zamierzam już coś uszyć prawdziwie. Poza tym znalazłam fajną dzianinę w moim panieńskim pokoju w pudle ze skarbami sprzed lat:) Zapomniałam o niej zupełnie! Leżała od chyba od mojej podstawówki!
Oto over od środka



A tu wolne ramie, z lewej przełącznik włączania noża górnego oraz z prawej pokrętło ustawiające szerokość obcinania.


Podczas przygotowań do pierwszego szycia w moim domku miałam niemiłą przygodę. Nowe nitki dowiązałam do siedzących w maszynie i zaczęłam przewlekać i jakoś tak robiłam, że przegapiłam jedno miejsce i po nawleczeniu maszyna nie szyła!!! Zatem zaczęłam analizować wszystkie punkty zaczepienia i mocowania nitek. I znalazłam. Nitka nr 1 (zielona na schemacie) nie przeszła przez jedno uszko, akurat te, które jest miejscem najmniej dostępnym! Pęseta nie pomagała, choć przyświecałam sobie latarką i widziałam miejsce zaczepienia, to nie szło nitki tam umocować. Trwało to chyba z godzinę, aż przyszło mi do głowy, by odkręcić płytkę ściegową. I udało się! Od góry wprowadziłam pęsetę i zaczepiłam niesforną nitkę. I maszyna działa i śmiga, że hej!
Na razie naprężenie chyba jest dobrze ustawione do tych tkanin, które mam. Jeszcze nie testowałam mereżki, bo zapomniałam jak ją się ustawia. Muszę znów doczytać.

Co do flizeliny, to owszem, można sobie wyciąć paski ze skosu i to mocować do tkaniny, ale gotowe są od razu równe i wygodne w użyciu.

czwartek, 22 września 2011

Nie... "Pójdę boso";)

Zmuszona potrzebą ogrzania marznących stóp zrobiłam w bólach i pocie czoła moje pierwsze skarpetki na drutach.

Nie lubię sklepowych skarpet, bo zwykle mają ściągacz za ciasny i bardzo mi to przeszkadza. Zachwyciły mnie za to skarpety robione na drutach. Swego czasu dostałam całą serię miękkich i ciepłych skarpet zrobionych przez Ziutka Babcię. Służą mi do chodzenia po domu zamiast kapci, inne do spania, inne do butów. Niestety skarpety te już się powydzierały, a nie mam sumienia prosić Babci o następne, bo Babcia ma 90 lat i choć coś tam jeszcze dzieje, to ze skarpetami na 4 drutach byłoby już jej trudno. Jedna rada: zrobić samemu. Ale jak?
Zdjęcie okładki pochodzi ze strony wydawnictwa RM
Z pomocą przyszła mi książka Leny Fuchs „Skarpety na drutach”. Pierwszą skarpetkę zrobiłam rok, albo dwa temu. Na drugą zabrakło mi cierpliwości, ale teraz zaparłam się i zrobiłam.
Babcia je widziała, zaakceptowała, choć pięta nieudana. Piętę robiłam zgodnie z opisem i jest moim zdaniem (Babcia to potwierdziła) za wąska i za mała. W następnych zrobię inaczej.

Czubek zrobiłam gwiaździsty, ale niestety opisane w książce zakończenie tego czubka było dla mnie niejasne i kończyłam na czuja, co wygląda niezbyt profesjonalnie.


Najważniejsze jednak, że skarpety już są i grzeją moje delikatne stopy:)
Następna para będzie taka jak ta, ale z szerszą piętą. W kolejnych parach chcę wypróbować różne rodzaje czubków. W książce jest ich kilka, a skarpety od Babci mają jeszcze inny.

Moje robienie na drutach
Czynność wciągająca, ale nie podnieca mnie, ani nie kręci. Nie to co szycie… cudowna maszyna i jej dźwięk! Gdybym nie potrzebowała tych skarpet nie zawracałabym sobie drutami głowy. Coś nie wyjdzie… całość trzeba pruć. Jedyna przewaga nad szyciem to możliwość schowania robótki do torby i zabrania w każde miejsce. Pewnie to niezbyt rozsądne (ale chyba nie ma przepisu zakazującego) ale robiłam skarpety w czasie jazdy samochodem. Oczywiście byłam pasażerką:)

środa, 21 września 2011

Flizelinowa taśma formująca

W poście o zakupach pisałam o flizelinowej taśmie formującej i radości z faktu zakupienia tejże. Pojawiły się pytania.
Agawu: do czego służy flizelinowa taśma formująca?
Na które szybko i zgrabnie odpowiedziała Urkye
Urkye: Do podklejania wszystkiego, co będzie wykończone lamówką, a się boimy, że może się zdefasonować - np. podkrój szyi, pach albo do wzmacniania szwów w miejscach, gdzie mogą się rozciągnąć - np. w szwie ramion:) A przynajmniej do tego właśnie ja je używam - może do czegoś jeszcze można je użyć? Fajne są, jeśli się ich nie użyje, to np. dzianinowa bluzka potrafi się rozciągnąć już po pierwszej godzinie i wygląda to średnio :P

Czy taśma już zostaje na zawsze czy do pierwszego prania?
 Tu już ja odpowiem:) Ta taśma zostaje na stałe. Mocowana jest jak zwykła flizelina na ciepło żelazkiem. Dobra taśma nie powinna się odkleić w praniu, ale z informacji znalezionych na blogach i forach wiem, że ogólnie z flizelinami i ich mocą trzymania bywa różnie.

Jak wygląda taka taśma?
 Są to paski flizeliny cięte ze skosu. Mogą mieć dodatkowe wzmocnienie ściegiem łańcuszkowym. Taką flizelinę miałam i takiej poszukuję (nie pamiętam, gdzie ją kupiłam, dawno temu tu było).

Na tym zdjęciu jest ta bluzka z lejącym się dekoltem i aby ten dekolt się nie rozciągał (dzianina delikatna i miękka) wprasowana jest na linii załamania flizelinowa taśma formująca.
W Polimeksie kupiłam taśmę ze skosu, ale bez wzmocnienia. Szkoda, że nie taka jak powyżej, ale dobrze że jest, bo dostanie takiej taśmy to czasem graniczy z cudem.

Szerokość kupionych w Polimeksie flizelinowych taśm formujących to 10 mm i 15 mm, kolory to biały i szary.

Z ciekawostek flizelinowych to są jeszcze specjalne taśmy flizelinowe do wprasowywania i usztywniania pasków spodni czy spódnic oraz zwykłe flizelinowe taśmy (nie ze skosu) np. do wzmocnienia podłożenia dołu nogawek (jak coś pokręciłam to proszę popraw mnie Urkye;))

piątek, 16 września 2011

Super rozdawajka

Na blogu Shape Moth jest rozdawajka, którą sponsoruje niemiecki sklep z akcesoriami do patchworku i materiałami - Patchwork Oase. Do przygarnięcia 10 tłustych ćwiartek dla 3 osób - w sumie 30 tłustych ćwiartek materiałów, które samemu się wybiera!

Zasady udziału:
Napisz nowy post na blogu o rozdawajce.
Wejdź na stronę internetowa sklepu Patchwork Oase i wybierz 10 materiałów, które chcesz wygrać. Napisz nazwy tych materiałów w poście na blogu.
Umieść powyższy obrazek (button) na pasku bocznym bloga lub w poście, który napiszesz.
Napisz komentarz pod tym postem u Shape Moth z linkiem do swojego posta z wybranymi materiałami.
Można wybierać ze wszystkich tkanin w sklepie, które są sprzedawane na metry (pod nazwą tkaniny jest napisane 'Meterware'). W sklepie są też dostępne panele, ale niestety z nich nie można wybierać.
Rozdawajka trwa do czwartku 22 wrzesnia do 24:00. W piątek, 23 września Pan Random wyłoni zwycięzcę:)


1. Garden Magic, Flower Fairies

2. Rote Nelken

3. Rote Nelken im Allover Druck

4. Grüne gefüllte Oliven

5. Kleine Äpfel auf Grün

6. Blaubeeren allover

7. Spaced Cats

8. Heirloom Collection, Zweige und Beeren

9. Himmelblauer Basic, Ton in Ton gepunktet

10. Basic, hellblau-weiße Gitterkaros

czwartek, 15 września 2011

Moje zakupy

Tak, fajnie kupuje się nową maszynę. To dla mnie nowe doświadczenie, bo nigdy tego nie robiłam! Pierwszą dostałam od św. Mikołaja, gdy miałam 4 latka (taką zabawkową, ale szyła!), później szyłam na Łuczniku Mamy i Singerze Babci. Ostatnio dostałam Singera od Babci Ziutka. Jedynie przemysłowego overlocka kupiłam sama. Do dziś nie udało mi się go uruchomić. Trudno, będzie u mnie jako eksponat;)

Jak już napisałam wczoraj moją maszynę kupiłam w Łodzi w Strima Atelier. Jak tylko przeczytałam o nich w Burdzie i zobaczyłam ich reklamę, wiedziałam że muszę tam pojechać. Pojechać, aby zobaczyć ten rewelacyjny pomysł, jakim jest kawiarenka z maszynami na godziny, pojechać, by na żywo zobaczyć pracujące overlocki, dotknąć ich spróbować, poznać je. Pojechałam tam pierwszy raz w czerwcu – sama w wielkim amoku przejechałam tak długą i obcą trasę. I bez GPS!!!
W Atelier dowiedziałam się wszystkiego co trzeba o overlockach. Przesympatyczny pan oprowadził mnie, przedstawił wszystkie maszyny, wypytał o moje krawieckie potrzeby. Udało się wytypować maszynę, a potem pan mnie przekonał, że zamiast covera lepiej kupić zwykłego overlocka i podszywarkę. A do tego… maszynę do filcowania i wszystko w cenie jednego covera.
Do tego poszyłam sobie na różnych maszynach. Po tym wspaniałym dniu, wiedziałam, że jeśli będę kupować maszynę to tutaj, choć spotkałam się z opiniami, że w Strimie jest drogo. Sprawdziłam ceny - nie ma znacznych różnic w ofertach na naszym rynku. Dla mnie liczy się komfort kupowania, a złotówka czy 10 przy kwocie powyżej tysiąca, to dla mnie nie oszczędność.
Jednak czas mijał, mijał, aż wreszcie trafił się wolny dzień i razem z Ziutkiem pojechaliśmy po maszynę do Strimy.
Tym razem przesympatyczna pani mnie obsługiwała i cierpliwie odpowiadała na wszystkie moje – pewnie momentami głupkowate – pytania. Spędziłam tu trzy godziny, poznając wszystkie tajniki overlocków Janome. Utwierdziłam się w wyborze (Janome MyLock 744D). Wypróbowałam wszystkie ściegi i sposoby szycia, chyba większość już wiem o moim overze, a reszta wyjdzie w praniu, tzn. w szyciu;)
A jak jest w Strima Atelier popatrzcie. Zdjęcia trochę marne, bo obiektyw cyfrówki wciąż nie jest naprawiony i mam kłopoty z ustawieniem ostrości.

Cudowne patchworki u wejścia
Ten kartonik na środku to mój overloczek:)




Overlock to nie jedyny mój zakup w Strima Atelier. Kupiłam dużą matę, magnetyczną mydelniczkę do szpilek, pudełko na szpulki do stebnówki, igły, stopkę do wszywania gumy i kilka zabawek, które wybrał sobie Ziutek.

W ostatniej chwili udało się też zajechać do Polimeksu po nici, zamki błyskawiczne oraz – hura, hura nareszcie ją mam! po flizelinową taśmę formującą. Teraz powinno mi jej przez kilka miesięcy wystarczyć:)
W wyborze overlocka pomogły także rady Urkye - za co bardzo serdecznie dziękuję! Jesteś super, że chcesz dzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem! Jeśli planujecie kupić maszynę zwykłą czy overlocka to pomyszkujecie sobie na blogu Urkye, znajdziecie tam wiele cennych wskazówek i rad.

Była beczka miodu, a teraz łyżka dziegciu: Strima - świetna, Janome - dobra marka, overlock - cudowny , ale instrukcja do niego to jakaś masakra! Pomijam literówki i błędy edytorskie, nawet mechanizm pytlujący zamiast pętlującego mogę strawić, ale w tej instrukcji są tak rażące błędy rzeczowe, że to głowa mała!
Nie jestem dobrym tłumaczem, ani korektorem, raz puściłam w świat nieudolny tekst, za który do dziś mi wstyd i ogólnie do błędów staram się nie czepiać, jednak uważam, że taką markę jak Janome powinno być stać na tłumacza, edytora i korektora.

A co w tym czasie działo się w domu?
Kocice zostały same, nawet nie narozrabiały, choć zwykle szaleją jak wściekłe. Starsza już chyba ma dość siedzenia w garderobie i chyba chce się już trochę pobawić i wyłazi, ale mała jest tak narwana i pełna energii, że jak tylko zobaczy starszą to pędzi jak tornado, a starsza zwiewa.
Maris pytała, czy Nitka sama się tak układa na plecach. Trochę jej w tym pomagam, ale ona się nie buntuje i potrafi tak zasnąć. Sama też czasem śpi na plecach. Dziewczynki, które znalazły ją w krzakach, to nawet w lalczynym wózku ją woziły, więc chyba się przyzwyczaiła do takiej ludzkiej pozycji;)

środa, 14 września 2011

Oko węża;)

A nie smoka, jak mi się wydawało:)

„W języku japońskim słowo JANOME (Ja-No-me) znaczy „oko węża”. W 1920 roku, japoński pionier produkcji maszyn do szycia Yosaku Ose wynalazł metalową szpulkę, zastępując tradycyjnie używany system czółenkowy. Nowy wygląd szpulki przypominał Japończykom oko węża, stąd też nazwa JANOME.” (www.szyj.pl)
Stanęłam dziś oko w oko z potworem. Moje przerażenie koiła przesympatyczna pani Małgosia ze Strima Atelier w Łodzi. Przerażenie powoli mijało, pojawiała się coraz większa fascynacja i coś mi się wydaje, że zaczęło kiełkować jakieś cieplejsze, głębsze uczucie;)
Bez przedłużania oto moja nowa fascynacja - mój overlock

Dziś tylko tyle, choć mam jeszcze kilka ciekawostek z mojej wyprawy do Łodzi, ale dzień był pełen różnych wrażeń (złych też) i jestem zmęczona.
Overlock stoi w pudełku i czeka, aż przeczytam instrukcję. Jestem już prawie w połowie.


DZIĘKUJĘ SPONSOROWI!