piątek, 28 marca 2014

czwartek, 20 marca 2014

Lubię listonosza;)

Dziś przyszły i czekają na mnie w domu:Burda i nuty, to samo wydanie,które zjadł pies.Nuty dzyskane,szkoda,że notatek się nie da.

wtorek, 18 marca 2014

sobota, 15 marca 2014

wtorek, 4 marca 2014

Zdechł mi internet, czyli jak z komci zrobić router

Pipek iPlusa pokazał komunikat, że wyczerpałam limit i prędkość została obniżona. Nie wiem jakim cudem, bo nic nadzwyczajnego i innego niż zwykle nie robiłam.
Wszystko idzie tak wolno, albo nie idzie wcale. Już w mojej komci internet szybciej działa.
Gdzieś obiło mi się o uszy, że właśnie komcia może służyć za router.
I właśnie te słowa piszę dzięki tej opcji.
A jak to ustawić?
Mam komórkę Samsunga Ace II, zatem wchodzimy w:
ustawienia -> komunikacja -> udostępnianie internetu (jako router wi-fi lub USB) -> ustaw. routera wi-fi -> wybieramy ok -> zaptaszkowujemy "v" router wi-fi (pojawi się numer i nazwa naszego routera)
A w laptopie na pasku zadań w prawym dolnym rogu ekranu jest:
Dostęp do internetu -> pokaż dostępne sieci -> wybrać połącz z naszym routerem (powinien pojawić się ten numer i nazwa routera z komci)

I powinno działać:)
Jeszcze nie umiem tego tak zabezpieczyć, bym miała pewność, że tylko ja na moim lapie mogę korzystać z tego routera. Nie wiem, czy przesył nie jest otwarty...
Można też użyć kabla usb i ustawić net przez usb, ale ta opcja mi się nie udała.

I to kolejna funkcja, która zwiększyła moją miłość do mojej komci;)
Przyznaję bez bicia, że ten Samsung (zwany przez mojego brata szajsungiem) jest jedną z moich ulubionych "zabawek". Znalazł się obok Thermomiksa, Łucznika, overa Janome i czytnika Trekstor.

niedziela, 2 marca 2014

Deszczowa piosenka

A co tam! Bawmy się! Kto wie, ile jeszcze pożyjemy?



Uzupełnienie:
Zupełnie przez przypadek trafiłam na reklamówkę nowego spektaklu w Romie. Zupełnie bezwiednie kliknęłam na kup bilet, i też bezwiednie kliknęłam nie na nowy tytuł, a na schodzącą już z desek „Deszczową piosenkę”. Pomyślałam, że sprawdzę po ile są tam bilety. Okazało się, że są wolne miejsca na strapontenach i cena jest do przyjęcia. Powiedziałam o tym Ziutkowi i powiedział krótkie: kupuj!
Tak oto staliśmy się posiadaczami dwóch biletów na dostawkę, bo straponteny to takie dodatkowe rozkładane siedziska, bez oparcia i bez podpórek. Kiedyś już siedzieliśmy na takich, więc nas to nie przerażało.
W niedzielę ubraliśmy się odświętnie i ruszyliśmy na podbój stolicy. O przyjemności dla ciała, jaką był obiad u hindusa, nie będę się rozwodzić, bo chcę skupić się na przyjemności dla ducha.
Gdy już usadowiliśmy się na naszych siedziskach, podeszła do nas Pani z obsługi i spytała, czy nie chcielibyśmy przesiąść się na normalne krzesła, ale w dalszych rzędach. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam! Zgodziliśmy się i bardzo dobrze zrobiliśmy, bo miejsca nie były tak odległe, było dobrze widać i słychać i nie zmokliśmy:)
Tak, tak, jest takie ryzyko, że można wyjść z tego spektaklu mokrym. W tzw. strefie deszczu rozdawano foliowe płaszcze, bo z sufitu naprawdę padał deszcz!!! I mało tego, aktorzy specjalnie chlapali na ludzi.
Wrażenia świetne, najlepsza była chyba Lina, bo mówić i śpiewać takim głosem, to prawdziwa sztuka.
Ale najlepsze był to, że choć na chwilę udało mi się oderwać myśli od kłopotów. Choć na chwilę się zresetowałam.
Polecam tę formę relaksu
 

sobota, 1 marca 2014

Sukienko-tunika



W poprzednim poście zamieściłam szybką fotkę z komci, pora na uczciwą prezentację działa, które powstawało długo, ale na szczęście bez większych boleści.

Model 105 z numeru 9 z 2012 roku Burda zalecała szyć z elastycznych tkanin. Oczywiście miałam inny pogląd na ten model. Marzył mi się z grubszej ciepłej tkaniny, a nie z dzianiny. Zrobiłam więc po swojemu, wybrałam większy rozmiar (zwykle jestem pomiędzy dwoma rozmiarami raz między 36 a 38, innym razem między 38 a 40) i wszyłam zamek. Kolejną zmianą było doszycie dolnej części podszewki. Wykrój zakładał podszewkę tylko do części górnej, ale podczas przymiarki okazało się, że materiał wierzchni źle się układa i szybko docięłam „spódniczkę” z podszewki.



Nie pamiętam czy tkaninę kupowałam już specjalnie dla tego modelu, czy najpierw kupiłam tkaninę potem spodobał mi się model. Moja pamięć sięga momentu, w którym w mojej głowie tkanina ta była już sprzężona z tym modelem.
Tkanina to coś podobnego do aksamitu, a może nawet to jest aksamit? Ma tłoczony wzór, który składa się z trzech różnych malutkich kwadracików, ułożonych w określonej względem siebie kolejności. Materiał jest bardzo przyjemna w dotyku, ale niestety trochę się gniecie i niemożliwie strzępi podczas krojenia i szycia.
Sukienko-tunika jest dość luźna, śmiało więc mieści się na spodniach i swetrze, jak zakładał mój plan. Jest wygoda, a szczególnie fajne są kieszenie, w których mogę ukryć moje dwa telefony, chusteczki i grzebień.
Bardzo się cieszę, że w końcu jest gotowa. Długo zbierałam się do szycia, długo ją szyłam (zaczęłam w 2013 roku) i wreszcie jest :))

Oczywiście nie mogłam oprzeć się pokazaniu zdjęcia z moim czarnulkami. Nawet Sz. dała się złapać do zdjęcia:)