wtorek, 21 marca 2017

Rewolucja



Rewolucja rozpoczęła się w czerwcu 2016 roku. Wielka na 3400 g i 54 cm. Wywróciła wszystko do góry nogami:)))
Tak w skrócie mogę opisać przyjście na świat mojego dziecka. Wszystko się zmieniło i zwariowało, a najbardziej chyba ja.
 
Młode jest z nami na tym świecie już ponad dziewięć miesięcy. To najlepsze miesiące w moim życiu. Czas pędzi jak oszalały i każdą chwilę staram się spędzać z maluchem (który tak szybko rośnie) stąd taka cisza na blogu. Ale u nas wszystko ok.
Jeśli ktoś tu jeszcze zagląda to pozdrawiamy serdecznie! 

poniedziałek, 23 maja 2016

Długa cisza

Na blogu nastała długa cisza. Nie dlatego, że nie nic się nie dzieje lub nie mam o czym pisać.
Zmieniło się dużo i zmieni jeszcze więcej. Niech zdjęcie powie za mnie.


Bardzo rzadko jestem przy komputerze i na blogach, za to często na instagramie, bo w obecnej sytuacji prościej mi zrobić zdjęcie komórką i od razu wrzucić. Zapraszam tutaj jmchrzan

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Zima

Dopełnieniem wspaniałego weekendu spędzonego w super towarzystwie były spacer i narty. Wreszcie czułam się na tyle dobrze, że mogłam przypiąć narty i trochę się ruszyć. Oczywiście bez szaleństw, rozpędzania się i bez skrętów. I pod czujnym okiem męża:)
A dziś już niestety odwilż :(

sobota, 2 stycznia 2016

Zapomniane wspomnienia



Rok temu w sylwestra wróciliśmy bardzo szczęśliwi z krótkiego urlopu. Wpis przygotowałam już od razu, zostało tylko zgranie zdjęć i… tak zostało do teraz. Rok temu 31 grudnia był ostatnim dniem radości, spokoju i nadziei. Gdy wróciliśmy dowiedzieliśmy się, że Mama źle się czuje. A potem był już tylko szpital i walka o każdy kolejny dzień.
Za nami kolejne Święta, a ja trzymam się jak tonący brzytwy wspomnień ze świąt poprzednich i czasu jaki był między Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem, bo rok 2015 to jakiś matrix, z którego nie było wyjścia, a kończy się jeszcze dziwniej niż się zaczął.
Dziś na początku kolejnego roku, choć jestem mimo wszystko pełna nadziei, staram się spokojnie i bez euforii wchodzić w 2016. I wspominam szczęśliwe chwile.
Rok temu między świętami a sylwestrem mieliśmy masę szczęśliwych chwil i pokłady planów i nadziei. Zrobiliśmy sobie też mini urlop i wyjechaliśmy na Litwę do parku wodnego w Druskiennikach.
Już sama miejscowość z drewnianymi budynkami, trochę przypominającymi mi styl otwocki, wyglądała pięknie, a pokryta śniegiem i rozświetlona świątecznymi świecidełkami wręcz bajecznie.





Zatrzymaliśmy się w hotelu Dalia, dość blisko parku wodnego. Hotel czysty, przyjemnie urządzony z pysznym śniadaniem w cenie. Do tego mieliśmy jedno wejście na saunę infrared i kąpiel w jakuzzi, które mieściły się w piwnicy budynku. Drobny minus był taki, że nie było tam restauracji, w której można było zjeść obiad lub kolację. A może jest, tylko w tym czasie nie działała?
Za to park wodny mnie zachwycił niesamowicie, choć z zewnątrz wygląda jak bunkier.
Szczególnie spodobała mi się część dostępna tylko dla dorosłych z saunami suchymi i mokrymi i bez krzyku oszalałej dzieciarni, co sprzyjało relaksowi. Olbrzymia powierzchnia z różnymi basenami gwarantuje, że każdy znajdzie coś dla siebie.
Bicze wodne, rwąca rzeka, zbiornik z dużymi falami, kilka różnych zjeżdżalni i „cebula”, na którą już więcej się nie wybiorę; jestem za stara, wychodzę z niej obolała, a jeszcze 15 lat temu mogłam bez przerwy turlać się po niej i nic mi nie było. Za to z wiekiem dojrzałam do dobrodziejstw, jakie dają przeróżne sauny.
W części dla dorosłych jest ich około 20! W każdej co jakiś czas jest program łaźniowy, np. maseczki z glinki, pilingi z soli ziołowej, wanty.
Jak to wygląda technicznie? Wchodzimy do budynku zostawiamy wierzchnie okrycie w bezpłatnej szatni. Kupujemy bilet wstępu godzinowy lub całodniowy i dostajemy na rękę opaskę z czujnikiem. Tą opaską otwieramy sobie bramkę do strefy basenowej. Piętro niżej pod kasami promieniście umieszczone są przebieralnie - wchodzimy jakby od środka okręgu do przebieralni, a wychodzimy już w kostiumie na zewnątrz do kolejnego okręgu z szafkami. Opaską otwieramy drzwiczki szafki (minus trzeba zapamiętać numer szafki). Zostawiamy torby i odzież i idziemy korytarzem pod prysznic i na basen. W części z szafkami jest sklepik - wypożyczalnia akcesoriów; można wypożyczyć lub kupić ręcznik, szlafrok (polecam wypożyczenie szlafroka, miło jest otulić się nim po saunie). Można kupić pieluszki do pływania, stroje kąpielowe, czepki, motylki i inne.
Bierzemy prysznic i hulaj dusza piekła nie ma!
Do części dla dorosłych przechodzimy przez bramkę otwieraną opaską - jeśli oczywiście wykupiliśmy wejście do tej strefy. W części ogólnej i w części dla dorosłych są bary, w którym można zjeść na słodko i na słono. Szybciej jest w barze w części ogólnej, do części dla dorosłych jedzenie trafia właśnie stąd i trzeba dłużej czekać, aż obsługa przyniesie. Za wszystko płaci się „opaską”. Na koniec przy wyjściu obsługa sczytuje z opaski, ile mamy dopłacić za zakupy zrobione na terenie obiektu. To też możemy sami sprawdzać, bo są punkty z czytnikami, na których wyświetla się co i ile kupiliśmy.
Można też w strefie Spa skorzystać z płatnego masażu. Oczywiście skusiliśmy się na ten luksus.
Co mnie zachwyciło najbardziej? Część dla dorosłych, sauny suche i mokre, oraz wielkie podgrzewane łoża z małych kafeleczków. Leżeliśmy na nich leniwie i sączyliśmy ziołową herbatę wspomagającą oczyszczanie organizmu z toksyn.
To drugi park wodny, w jakim byłam. Wcześniej odwiedzałam tylko Gołębiewskiego w Mikołajkach. Też fajnie, ale wolę Druskienniki, bo tam nie ma "rozkrzyczanych Ruskich". Może to nieładnie brzmi, ale zachowanie wielu naszych sąsiadów w Mikołajkach pozostawia sporo do życzenia, a na Litwie jakoś tak przyzwoiciej się zachowywali, nawet jak byli.
Minus tej wyprawy - nie było tam kantorów, choć w necie znalazłam informację, że można na miejscu wymienić walutę. Płatności można było dokonywać tylko litami lub kartą. Pech, bo miałam pobrane z karty złotówki i ani jednego lita. To było kilka dni przed wejściem Litwy do strefy euro, wiec teraz nie będzie już takiego problemu (i będą mniejsze koszty przewalutowania przy płatności kartą). Nie liczyłabym jednak na to, że na miejscu będzie jakiś kantor, a dlaczego to można sobie poczytać o mentalności Litwinów, np. tutaj.
A zjeść warto w restauracji House i w Dvaras.
Kochamy to danie, w Druskiennikach trochę w innej postaci niż w naszych rodzinnych domach


I tak oto zakończyły się stare dobre czasy, ale wspomnienia o Druskiennikach wciąż we mnie żyją.

piątek, 1 stycznia 2016

Nasza noworoczna tradycja

W pierwszy dzień Nowego Roku zasiadam z Mamą przed telewizorem by podziwiać Noworoczny Koncert Filharmoników Wiedeńskich. Słuchamy, patrzymy i zachwycamy się precyzją i zgraniem orkiestry, dekoracjami kwiatowymi, tańcem grupy baletowej i oczywiście muzyką Strausów.
Marzymy sobie, że kiedyś tam się znajdziemy i na żywo posłuchamy. To nie takie proste, bo biletów się nie kupuje tak zwyczajnie - są losowane już na początku roku i jak ma się szczęście to dopiero można je kupić. Ceny są różne - i takie, że ho ho! i takie do przyjęcia.
To już taka nasza mała rodzinna tradycja. A czy Wy macie jakieś noworoczne tradycje?

środa, 30 grudnia 2015

Poszły w świat

Dziś sprzedałam moje włosy. Za 72 cm 142 g farbowanych włosów dostałam 284 zł. Za niefarbowane stawka jest wyższa.
Trochę dziwnie mi było, ale jeszcze przed ścięciem postanowiłam, że nie zatrzymam kity tylko sprzedam i starałam się być dzielna.