poniedziałek, 22 listopada 2010

Powiększona rodzina

W mojej rodzinie powiększyła się rodzina. A maleństwa są tak słodkie, że wprost nie mogę się oprzeć temu, by ich nie pokazać. A oto i one:

 Siedem rasowych wilczurków, aż strach pomyśleć, co tam będzie się działo, gdy te słodziaczki zamienią się we wszystko gryzące bestie...

sobota, 20 listopada 2010

Halászlé

czyli węgierska zupa rybna według mojego Ziutka
 Przepisu  nie podaję, pełno jest różnych wersji w necie. Ziutek oczywiście troszkę ją po swojemu zmodyfikował, ale pasta paprykowa dodana do zupy była prawdziwa węgierska, a rybki były ze Śniardw (legalnie złowione). Zupa była naprawdę bardzo smaczna. Miała tylko jeden minus. Te rybki to były przeznaczone dla kota, bo były małe, ale że Ziutek bardziej niż kot kocha ryby, więc zamiast do kociej miski trafiły do naszego garnka. A jak to z małymi rybkami bywa - małe rybki, małe ości. Chętnie zanurzyłabym zęby w jakimś większym rybnym kawałku, a tak musiałam bawić się w wyciąganie małych, ale jakże przeszkadzających ości.


niedziela, 14 listopada 2010

Wspomnień czar

W długi weekend odwiedziłam rodziców i postanowiłam utrwalić na zdjęciach moje stare wytwory. Na pierwszy ogień poszły kartki okolicznościowe, które stały na wierzchu, a pewnie coś się jeszcze znajdzie po szufladach.
Ta powstała w 2001 roku (jak to dawno było, ojej…) dla Taty


Zdjęcie firletki powstało w Schloss Wolfsgarten też w 2001 roku, a później doszła wstążka i karton i powstała kartka.


A to moje nieudolne próby frywolitkowania, rok chyba 2007. Koronka przyklejona na klej magiczny, taki co po wyschnięciu znika. Na wielu forach i blogach jest chwalony, ale mam jedną małą uwagę. Po kilku latach przestaje trzymać, więc jeśli chce się  mieć coś na dłużej, warto pomyśleć o innym rozwiązaniu (przyszyć?).


A jak już jestem przy frywolitkach, to po kilku latach przerwy postanowiłam sobie przypomnieć tę ciekawą technikę. W 2006 roku byłam na targach Polagra w Poznaniu i tam były stoiska z rękodziełem. Na jednym z ich można było popróbować swoich sił w walce z czółenkami. Już wtedy coś tam nimi dłubałam, ale pani, która uczyła chętnych, powiedziała, że źle trzymam czółenko i nitkę, i że w ogóle to nie tak się robi. Aby było ciekawiej, to szydełko też źle trzymam, co nie przeszkadzało mi zrobić kilku serwetek (największej już nie sfotografuję, bo poleciała do Holandii). Tak więc poniżej prezentują mój powrót do frywolitek, powrót kogoś, kto nie umie trzymać czółenka i nitki.

Nitka jest zielona, ciekawe, czy ktoś zgadnie, co z tego będzie:) to nie będzie duże jakieś 6 na 10 cm i zamierzam w najbliższym czasie zrobić kilka egzemplarzy.

niedziela, 7 listopada 2010

Toruń


Po sobotnim służbowym wyjeździe, mogłam zrelaksować się w jednym z moich ulubionych miast. Szkoda, że nie było słońca, byłyby lepsze zdjęcia, ale dobrze, że nie padało, bo nie byłoby ich wcale. Poniżej kilka zdjęć z miasta:






Ta kamienica zachwyca mnie za każdym razem, wiadomo, secesja:
 Dwa zwierzątka:

Tu RDL (nasz znajomy z Torunia) na pytanie, co to za pomnik i co on oznacza (co piesek, to napisane), powiedział, że ten osioł oznacza to, że każdy kto mu robi zdjęcie, jest właśnie osłem… Tak, ale już było dla mnie za późno…
Dwie wystawy sklepowe, to drugie, wiadomo, dlaczego mi się spodobało – kot!

A na koniec spaceru zjedliśmy pyszny makaron w nowej restauracji. Ciekawy wystrój czarno-pomarańczowy, mimo tego pomarańczu bardzo mi się podobał, ale jedno mnie powaliło. Oto osobliwość miesiąc:

Toalety. Wspólne wejście, w środku dwie kabiny, ale za zupełnie przezroczystymi drzwiami! Porażający pomysł coś takiego!