A miał to być spokojniejszy i luźniejszy tydzień. Ale nie był. Poza makramowo-koralikowym zrywem w poniedziałek utknęłam robótkowo i szyciowo. Nie dość, że późno wracałam do domu, to jeszcze wstawałam bardzo wcześnie – naprawdę wcześnie, o 5 rano. We wtorek Mama ze znajomymi wpadła jak po ogień do miasta, więc spotkałyśmy się na jedzonku i wróciłam późno do domu. W środę i czwartek byłam na dwudniowej konferencji i znów wracałam późno do domu, a w piątek znów przyjechała Mama (tym razem do nas) i o 22 trzeba było ją odebrać.
Jedyne, co udało mi się zrobić to makramową sowę dla Mamy, bo we wtorek powiedziała, że przydałby się jej taki breloczek, a widziała takie sowy na blogu u alpio. No i wiadomo, że jak Mama powie, że coś jej się przyda, to choćby padało się na nos, to się robi. Sznurek – 10 pln, koraliki 50 gr, uśmiech Mamy – bezcenny:)
Kombinowałam tę sowę i kombinowałam, ostatecznie wygląda tak:
Uryke, dziękuję Ci za uwagi, jak wyszyć dziurki na guziki. Jeszcze nie udało mi się zasiąść do maszyny, ale jak tylko to zrobię to zamelduję o efektach.
Sowa świetna :) hmmm a może by tak koraliki fimo + makrama... naprawdę musimy się spotkać :) buziaki
OdpowiedzUsuńPS. założyłam nowego bloga... czysto twórczego :) jak będziesz miała chwilkę wejdź :)