Tak się jakoś składa, że raz do roku jestem w Berlinie. I
tak od 10 lat. Gdy tam jestem staram się zawitać do restauracji Maharaja
na Gotzstrasse. To tutaj poznałam smak kuchni indyjskiej i do dziś
jestem jej fanem. A ta restauracja jest chyba najpyszniejsza ze
wszystkich "hindusów" (tak nazywamy restauracje
indyjskie) jakie przez te 10 lat odwiedziłam.
Jednego roku, gdy byłam
w tej restauracji, kupiłam nawet danie na wynos i wiozłam je mężowi do
Polski. Nie muszę dodawać, jak bardzo się ucieszył.
Tym razem
zamówiłam dwa dania pakorę i sojabaelschen (kulki sojowe) w sosie curry. Pakora
wyśmienita, drugie danie też, choć same kulki mnie nie
zachwyciły. Nie były złe, ale to nie mój gust. Za to indyjski ser, który
też był w tym sosie, był wyśmienity.
A tu zdjęcia z poprzedniego roku - zabrałam tam mojego kolegę, któremu też smakowało.
W
tym roku zatrzymałam się w hotelu Instrcity przy dworcu wschodnim.
Całkiem przyjemny hotel, pokoje czyste dobrze wyposażone, śniadanie
bogate - nawet osoby na diecie bezglutenowej znalazłyby coś dla siebie.
Zaletą tego hotelu jest bilet komunikacji publicznej w cenie noclegu.
Można jeździć po Berlinie i jeździć, a nawet na trasie do Poczdamu bilet
jest ważny i można pojechać na spacer do parku Sanssouci.
Jednego tylko nie zrozumiałam - po co w łazience hotelowej minutnik? Może ktoś wie?
do odliczania jak długo trzymasz maseczkę na twarzy :)? nie wiem. nie bywam w hotelach prawie wcale, więc nie mam pojęcia. nawet w domu nie używam tego cuda.
OdpowiedzUsuń