piątek, 2 września 2011

Malinova


Jak się bawić to się bawić. W niedzielę zaszalałam na maksa i odwiedziliśmy moją ulubioną lodziarnię „Malinovą”. Odkryłam ją, gdy na czwartym roku studiów mieszkałam na Mokotowie. Mam wiele miłych wspomnień związanych z tym miejscem.
Raz wybrałyśmy się tam z Mamą, był właściciel, który nie bardzo potrafił nakładać lodów i tak nam nałożył, że dwie gałki wyglądały jak 4! Poszłam tam też po mojej obronie świętować i jakaż to wspaniała niespodzianka mnie spotkała! Przyjmowano nową pracownicę i uczyła się robić desery lodowe, a jak jakiś zrobiła to częstowano nim klientów i mnie się taki wielki puchar dostał!
Mają tu najlepsze lodowy malinowe, nawet moja Mama, która nie lubi lodów owocowych je uwielbia.
Kiedyś trafiłam na lody o smaku zielonej herbaty, ciekawe i niesamowite doznanie smakowe! Ale tylko raz widziałam je w ofercie;(

W niedzielę skusiłam się na malinowe, śmietankowe, pistacjowe oraz jogurtowe i do tego na czapeczkę z bitej śmietany! Mniam!
A Ziutek miał tiramisu, czekoladę i wanilię na tym bitą śmietanę oraz wafelki (bo swój mu oddałam), ale nie zdążyłam sfocić, wiadomo dlaczego;)...

1 komentarz:

  1. I ja lubię Malinova ale tylko w wersji kulkowej. Takie szpatułka do wafelka w zależności od pracownika zadowalają lub nie jeśli chodzi o wielkość.

    OdpowiedzUsuń