I jak tu wyjść z nim na spacer, gdy nie może futra moczyć? A nie może, bo został zakropiony przeciw kleszczom i dwa dni musi być suchy. Pierwszego dnia - pogoda jak drut, a drugiego... sami wiecie jak teraz jest.
Potrzeba matką wynalazku, a my zostałyśmy jego ojcem, my - czyli Mama i ja:)
Ze starej kurtki Mama odpruła rękawy, a ja je zszyłam ze sobą i doszyłam gumki do wiązania. Nie jest idealnie, trochę chyba za długie to wdzianko i psu niezbyt wygodne, ale na jeden dzień wystarczy. W przyszłości trzeba będzie poprawić, skrócić i dać jeszcze jedną warstwę materiału, bo przy intensywnym deszczu przechodzi wilgoć.
Ten post był gotowy już od kilku dni, tylko bloger nie chciał psa wstawić. Dziś się udało:) i dziś już świeci u nas Słońce! Wreszcie! Zatem pozdrawiam wszystkich słonecznie:)
Śmiesznie piesio wygląda w tej pelerynce :))) i chyba nie bardzo zadowolony, ale jak mus to mus, pelerynka musi być. Moja Klusia jak jest deszcz to w cale nie chce wychodzić na dwór, trzeba ją baaardzo zapraszać, a jak już jest na spacerze to nawet potrafi kałuże omijać, na trawę trzeba ją wepchnąć...:))) pozdrawiam słonecznie!!!
OdpowiedzUsuńJudi rządzi. Cierpliwa i kochana jak widać :) buziaki ślę.
OdpowiedzUsuńPS> torebki zamówione!
Psu już chyba było wszystko jedno, tak spokojnie pozuje.
OdpowiedzUsuń