środa, 20 lipca 2011

Kolejna książka


Przeczytałam opowiadania Janusza Leona Wiśniewskiego (autor „Samotności w sieci” – książki, która bardzo wpłynęła na moje życie i trochę w nim zmieniła). Choć po ostatnich jego książkach obiecywałam sobie, że dość, już więcej nie sięgnę po tego autora (mam podobnie z Coelho, choć jego „Alchemik” również był dla mnie ważny i pomógł podjąć ważną decyzję), to jednak się skusiłam. A wszystko przez Mamę. Kupiła sobie na drogę zbiór opowiadań tego autora, przyjechała do mnie i książkę zostawiła.
Przeczytałam, pobeczałam się kilka razy. Najsmutniejsza dla mnie historia jest niestety prawdziwa… słyszałam o tym zdarzeniu, autor tylko przeniósł ją na współcześniejszy podwarszawski grunt.
Jak zwykle u Wiśniewskiego dużo erotyki, opisanej całkiem ładnym językiem, dużo filozofii (w dwóch opowiadaniach było o Freudzie), w 4 opowiadaniach na 7 opublikowanych pojawił się motyw związku starszego mężczyzny z młodszą kobietą. Tym razem było bez dopaminy, ale była za to była hypnotyna:)
Świetne było opowiadanie o miłości do… samochodów, w którym każdy pojazd miał swoje kobiece imię (Tisi, Disi), a straszne, wręcz makabryczne był o młodej mężatce, u której wynik testu na HIV był pozytywny.
Był też zbiór odpowiedzi na pytania Leszka Kołakowskiego i z tych podpowiedzi pochodzi poniższy cytat:
„Znajdowanie szczęścia stało się ostatnio zajęciem kultowym. Ludzie szczęśliwi tylko z tego powodu, że budzą się rano, są zdrowi, mają bliskich wokół siebie i cieszą się smakiem truskawek z własnego ogródka, są powoli sprowadzani do grupy nieudaczników bez ambicji: „wysuszyli się i odarli z pełni możliwej”. Szczęście zostało ostatnio zdefiniowane inaczej. Dzisiejszemu człowiekowi wmawia się ze wszystkich stron, że nie wolno mu zatrzymywać się w poszukiwaniu szczęścia. Czy jeśli każdego dnia, każdego miesiąca i każdego roku nie wydarzy się coś „większego” lub „ważniejszego”, to znaczy, że utraciliśmy szczęście? Mam wrażenie, że taki perwersyjnie nieprawdziwy model, narzucany przez media, powoli wkrada się do naszego życia. To samo szczęście następnego dnia staje się tak nikomu nie potrzebne jak wczorajsza gazeta”.

Cytat wpisuje się świetnie w opisywane przeze mnie ostatnio temat. Gretchen Rubin też poszukiwała szczęścia, ale jej szczęście było właśnie takie „truskawkowe, bez ambicji”. Niech mówią sobie co chcą, że to bez ambicji, ale chciałabym przez resztę swojego życia być szczęśliwą z tego powodu, że budzę się rano… nie dzieją się u mnie rzeczy „większe”, ani „ważniejsze”, za to są truskawki, maliny, ogórki i cukinia z własnego ogródka:) Zatem idę je coś z tego zjeść, życzcie mi smacznego

4 komentarze:

  1. Media nakręcają taki model "bycia szczęśliwym", bo dzięki temu ludzie pędzą za kolejnymi większymi i ważniejszymi rzeczami. Gonią do pracy, łapią nadgodziny, bo szczęściem będzie luksusowy samochód na przykład, dom w części maista uznanej za coolową, drogie wakacje... a potem można się chwalić:) i przebijać, kto ma lepiej i kto jest "bardziej szczęśliwy".
    Być może faktycznie dla niektórych to będzie esencja życia - a przy tym handel się kręci:))

    Są też tacy, którzy jednak odbierają wszystko inaczej. Dla których szczęście to nie pieniądze i wszystko, co można za nie kupić(sama należę do tej grupy i przyznaję, że pieniądze są potrzebne, ale jakoś bez nich żyłam i byłam szczęśliwa:))
    Czy ci drudzy są nieudacznikami? to tak samo, jakby powiedzieć o niektórych bogaczach że maja wszystko, a nie maja dzieci, bo nie chcą, nie mają prawdziwej rodziny.
    I jedni i drudzy się nie zrozumieją, bo kazdy prowadzi totalnie inne życie, ma zupełnie inne priorytety.

    To tak, jakbyś porównała np. znaną nam AF(wiesz o kogo mi chodzi) do siebie czy do mnie. Za każdym razem, kiedy dzwonię albo otrzymuję maila, zawsze narzeka, że tak źle. Zgadniesz dlaczego? Pewnie tak.

    Zastanawia mnie tylko, jak osoba taka jak Wiśniewski, potrafi w ten sposób spojrzeć na życie. Zawsze byłam pod wrażeniem jego "Samotności...", innych nie przeczytałam. Balam się tego zawodu i nie wzięłam do ręki nic poza tą pierwszą jego książką.

    Uściski


    Anka

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo podoba mi się Twój post. Mądry, dobrze się go czytało... i pobudził moje myślenie tak ostatnio przytępione. Wiesz nie raz myślałam, że szkoda życia na narzekanie, jest ono zbyt krótkie i zbyt wiotkie by nie wykorzystywać każdej chwili do zachwytu nad jakimś czymś.

    Nie tak dawno gdy cały dzień w skwarze i w kucki pieliłyśmy z koleżanką H. dywan, wiesz o jaki chodzi, zobaczyłam małego ślimaczka wspinającego się po mojej ręce. Krzyknęłam "Zobacz H. jaki śliczny ślimaczek!" a odwrócił się jakiś Pan chyba zdziwiony tym, ze tak mała istota może wzbudzić emocje. H. nie zareagowała a Pan, z reszta z tv, co i rusz dopytywał jak tam ślimak i uśmiechał się do mnie cały dzień. To może trochę nie na temat ale staram się cieszyć, każdym drobiazgiem. Właśnie w truskawkach odnajdować radość i szczęście.

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię Twoje książkowe posty...takie spokojne,refleksyjne...po każdym jednak budzi się obawa,że zacznę czytać jeszcze więcej (o ile to możliwe), serdeczności przesyłam

    OdpowiedzUsuń
  4. Jm, wyróżniłam Twój blog, a właściwie Ciebie.Jeżeli przyjmujesz wyróżnienia, to wpadnij do mnie, jeżeli nie to wiedz,że lubię do Ciebie zaglądać;-)
    (przepraszam za usunięty post)

    OdpowiedzUsuń