W niedzielę wyprawiliśmy się do Puszczy Kampinoskiej z
biegówkami. Wybraliśmy zielony szlak, oczywiście nie cały, bo cały to ponad 10
km. Ziutek malkontencił od samego początku (bo stare narty, bo tępe, bo zimno w
nogi itp.) Cóż, nie we wszystkim jesteśmy tacy zgodni i bieganie na nartach jest
właśnie tą różnicą. Ja chciałabym z nim biegać, on woli inny wypoczynek. Ale
był dzielny, kawałek na nartach przeszedł, a ja poleciałam dalej w las.
Do tej pory biegałam (a raczej chodziłam) po polu i po
polnych drogach. Sama musiałam przebijać się przez zapadający się śnieg, a tu w
Kampinosie szlak przetarty! Cóż za przyjemność! I to tego inni ludzie na
biegówkach, pozdrowienia przy mijaniu się na szlaku, te poczucie wspólnoty, że
są inni, którzy lubią to, co ja, że choć jesteśmy obcy, to coś nas łączy… Coś
wspaniałego! Muszę pojechać tam jeszcze raz!
Przeżyliśmy też chwile grozy, bo myśleliśmy, że zgubiliśmy w
śniegu klucze i nie mogliśmy dostać się do domu. Ziutek specjalista już prawie
otworzył drzwi moją wsuwką do włosów. Aż wynurzył się sąsiad z naszymi
kluczami, które znalazł wiszące u kłódki… cóż… skleroza… nie napiszę czyja, bo
w sumie to nasza wspólna. Jedno zapomniało, drugie zapomniało sprawdzić
pierwsze;)
Wróciłam wyprysznicowałam się w nowej łazience i zasnęłam
razem z kotami. A w tym czasie po kuchni zaczęły grasować zielone myszki z dłuuugimi ogonkami!
Roladki z piersi z kurczaka ze szpinakiem i czosnkiem
pieczone w rosołku (niestety z kostki, zgrzeszyliśmy pójściem na łatwiznę).
Pycha!
wow! narty to dla mnie czarna magia! a myszki... na początku myślałam, ze to jakiś medyczny eksperyment :)
OdpowiedzUsuńale super ustrojstwo!!! bo rozumiem, że to jeden z ułatwiaczy kuchennych:)
OdpowiedzUsuńanka