W ostatnich tygodniach zadziały się dwie dziane sprawy:)
Z Hrabiną prosto z Zielonej Wyspy przyleciał do mnie szalik. Miękki, ciepły z owczej wełny, w sam raz na tę biel, która dziś pojawiła się za oknem. Dziękuję za szalik i za te kilkadziesiąt minut!
Hrabina ogrzała mi szyję, a ja ogrzałam Wiewiórcze stópki. Kiedyś obiecane skarpetki ujrzały wreszcie światło dzienne. Są już u właścicielki, więc mogę pokazać kolejną parę skarpet, jaką zrobiłam. Mam nadzieję, że będą dobrze się nosić.
Kochana, ciesze się ogromnie, że udało sie choć chwilę spędzić z tobą; wśród bałaganu pakowanych walizek, wśród szumu przewijających się ludzi, ale jednak.
OdpowiedzUsuńA szalik niech dobrze się nosi:)
pozdrawiam i do następnego...
Anka
świetnie się noszą, ba! nawet w nich śpię :)
OdpowiedzUsuń