czwartek, 13 grudnia 2012

Potrójna Burda w filharmonii

Pod poprzednim postem pojawiło się kilka komentarzy. Agawu trafiła w samo sedno:
"Ale masz fajnie, siadasz i szyjesz co tylko zamarzysz... podczas gdy większość zaczyna nerwowo biegać po sklepach i stresują się biedne panie, że ktoś przyjdzie w tym samym."
Może nie zawsze mogę tak sobie usiać i szyć, i nie zawsze (raczej nigdy) nie jest tak jak zamarzę, ale faktem jest, że mogę sobie na wyjście uszyć sukienkę i nie dręczyć się tym, że ktoś przyjdzie w tym samym. Taką sytuację przeżyłam kilka lat temu właśnie w filharmonii. Miałam iść za szefa (mnie nie zapraszają na takie imprezy, jak idę to za kogoś, jak wczoraj), biegałam po sklepach, aż w Solarze kupiłam sukienkę z wełny parzonej i golf. Wydałam ponad 500 zł (zgroza!!!) Podobało mi się,
wyglądałam ładnie, ale co z tego, jak jeszcze przed koncertem wypatrzyłam w tłumie kobietę w takiej samej sukience! Powiedziałam sobie nigdy więcej!!!
I tego się trzymam, dlatego wczorajszą noc spędziłam przy maszynie, aby mieć nowy i niepowtarzalny strój. Jest taniej, oryginalnie i po mojemu:) Mam podwójna radość z ciucha: nowa rzecz i do tego samodzielnie wykonana.

A teraz już pora skończyć to przynudzanie, oto rzeczona sukienka:
Burda "Szycie krok po kroku" 1/2012 model 4B

Zaczęłam ją latem, ale miałam problem z dopasowaniem i tak wisiała do teraz. Problem rozwiązał się sam – wystarczyło przytyć 4 kg i od razu sukienka lepiej leży:)
Nie obyło się bez modyfikacji. Falban w oryginale było 6, u mnie są 3, a właściwie 1, bo dolne dwie to podwinięty dół sukienki. To pewnie mało profesjonalne, ale wyszła mi za długa i tak sobie wykombinowałam. Korpus jest z matowej strony, a rękawki i falbanki z błyszczącej.
O tej porze roku sukienka będzie robić za tunikę, latem będzie pełnoprawną sukienką. Do filharmonii nałożyłam spodnie czarne (Burda), szary golf (Solar, ten wyżej wspomniany) oraz etolę (Burda).
Na ostatnim zdjęciu świeżo po powrocie: ach, jaki piękny koncert! To był cudowny świąteczny koncert (kolędy, piosenki zimowe). Orkiestra grała pod batutą Sławomira Chrzanowskiego (już go lubię, zgadnijcie dlaczego;))
Przede mną kilka ważnych wyjść i już obmyślam, co sobie uszyć:)

3 komentarze:

  1. hehe zazdroszczę wyjścia i koncertu!!! a sukienka super :) gratuluję :)
    ps> ja ostatnio byłam w kinie!!! dasz wiarę???

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłam ciekawa co też powstanie na takie wyjście, sukienka jest świetna. Ale wydaje mi się, że jako sukienka (bez spodni) będzie wyglądać zdecydowanie lepiej. Bardzo podobają mi się takie połyskujące materiały.

    OdpowiedzUsuń
  3. Śliczna sukieneczka i jako tunika też rolę spełnia dobrze.Brawa ! Zazdroszczę takiego koncertu .

    OdpowiedzUsuń