niedziela, 20 listopada 2011

Czarna rozpacz

Ogarnęła mnie w piątek czarna rozpacz. Mąż wieczorem wybył z domu i nie wracał przez kilka godzin. Nie lubię, jak nie ma go w piątkowe wieczory. To mój ulubiony moment w tygodniu i chciałabym spędzić z nim miło czas, a tu proszę kolejny raz pojawiły się sprawy ważniejsze niż żona.
Snułam się zatem po mieszkaniu jak przysłowiowy Marek po piekle. W końcu postanowiłam poprawić sobie humor i wreszcie wykończyć moje super spodnie. Zostało mi tylko oblecenie overlockiem i podłożenie pasa i nogawek w ręku.
Dobrze szło, humor zaczął powracać, wrócił też mąż. Ale sielanka nie trwała długo...
Bo schrzaniłam! Zachciało mi się wykończyć od środka szwy overlockiem. Przyciąć zapasy i obrzucić. I tak obrzucałam te zapasy szwów, że w pewnym momencie, nawet nie zauważyłam tego, jak właściwa tkanina podjechała pod igły i nóż. I zrobiłam piękne rozcięcie na... samiuśkiej tyli;((((

Z rozpaczy latałam jak poparzona po całym mieszkaniu, klnąc do tego siarczyście, a Ziutek biegał za mną, bo chciał mnie na uspokojenie przytulić. Co niestety tym razem egzaminu nie zdało, bo rozpacz była wielka!

Jak to uratować? Może naszyć łatę z napisem, jaki noszą czasem na koszulkach:
"Z każdą chwilą, pod każdym względem rośnie liczba osób które mogą mnie pocałować... tutaj"

Wniosek z tego jest taki, że gdyby Ziutek od początku w domu był, to nic złego by się nie stało. Wiadomo, że wszystko co złe jest przez facetów!;)

7 komentarzy:

  1. Ojoj sama nie wiem co mam Ci napisać...
    Niestety nie mam pojęcia co z tym zrobić bo na szyciu wiesz ile się znam :(
    Ja wychodzę z założenia, że jak jestem nie w formie albo zdenerwowana to raczej nie siadam do niczego, czasem może do gotowania, bo zamiast relaksu będę się dodatkowo denerwować jak mi nie wyjdzie. Niestety ostatnio zamiast dylematów jw raczej mam kłopot ze znalezieniem czasu na działania twórcze... niby siedzę w domu ale mały wiewiórek ten starszy oczywiście i kot wariat nie pozwalają nic porobić w samotności a głowa pęka od pomysłów. Dziś nad ranem śniło mi się np. że robię z czesanki z alpejskich owiec choinki ozdóbki na świąteczne dekoracje... i jak myślisz co chcę dziś porobić??? buziaki przesyłam wraz ze Stefan, który od rana fruwa i sugeruję w razie takiego osamotnienia jak w piątek telefon lub odwiedziny w wiewiórkowym azylu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bym naszyła kieszonki albo same patki, jeśli oczywiście starczyło by materiału. tak mi do głowy przyszło, znam ból, złość na samą siebie przechodzi najpóźniej. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi też do głowy tylko kieszenie przychodzą :) Współczuję zepsucia spodni, ale z opisu się uśmiałam - czasami podobnie to "u nas" wygląda ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Napis świetny, naszyj i pokazuj Ziutkowi za każdym razem jak znowu gdzieś ucieknie i przez niego coś zepsujesz :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj znam ten ból!!! :(
    Ja jakoś w niewidocznym miejscu tak zrobiłam i dało się uratować - podkleiłam kawałek materiału na flizelinie dwustronnie klejącej i zacerowałam zygzakiem. Jak ktoś nie wie, to nie zauważy.
    Ale mam nauczkę i teraz 5 razy sprawdzam, czy mi coś nie podeszło pod nóż ;)
    Pomysł z kieszonką jest całkiem niezły!
    Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  6. No ja tu nc mądrego nei wymyslę, ale skoro padłu pomysły o kieszonkach, patkach... może uda się skorzystać? Albo polecieć zygzakiem - gęstym po wierzchu zeszycia, a potem symetrycznie zrobić to z drugiej strony. Tylko już może neikoniecznie przecinając materiał?:))

    Napisałam mail.pa.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wiem na ile Ciebie to pocieszy, ale mi tez się zdarzyło przypadkiem przeciąć materiał obrzucając zapas overlockiem. I też klęłam siarczyście. Paskudne doznanie:P

    OdpowiedzUsuń