Buena Vista Social Club to film o kilkunastu kubańskich muzykach, występujących w klubie i zaangażowanych w produkcję albumu Buena Vista Social Club.
Od ładnych pary lat chciałam go obejrzeć, ale jakoś tak się nigdy nie składało. Z pomocą przyszedł mój filmowy guru, czyli Wiewióra:)
Film nie ma żadnej akcji, nic się nie dzieje, tylko opowiadają, grają i śpiewają. Niby nudny jak flaki z olejem, ale…
Wszystko płynie powolutku, leniwie, wręcz czujesz ten letni klimat, coś na styl hiszpańskiego "maniana" i greckiego "sega sega", czyli jutro i powoli powoli.
Po kolei pokazane są postacie kubańskich muzyków, mówią kiedy się urodzili, gdzie, czasem kim byli rodzice, czy dziadkowie i jeszcze kilka innych słów mówią o sobie. Ot taki spokojniutki film dokumentalny. Nic niby się nie dzieje, ale w pewnym momencie spostrzegasz, że stopy same ruszają się w rytm kubańskiej muzyki, niewiele później czujesz jak ruszasz głową i szyją, później dochodzą do tego ramiona. Tak po prostu same słysząc tę muzykę tańczą i nagle czujesz że ta muzyka jest wszędzie, w każdej twojej komórce, że masz ją po prostu w sobie.
Tej nocy nie zasnę spokojnie
Strasznie fajnie to opisałaś :) miło, że mogłam się przyczynić do takich doznań :)
OdpowiedzUsuńCiekawe, ciekawe..i co zatańczyłaś ?
OdpowiedzUsuńJa też bardzo lubię klimat Buena Vista Social Club :)
OdpowiedzUsuń