Niedaleko mojego domu jest lotnisko. Czasem lądują u mnie takie oto samoloty…
Ostatnie dzieło Ziutka. Mnie się podoba, a on oczywiście niezadowolony, bo blaszka krzywo, bo literka o pół milimetra za bardzo w prawo itp.
A panie w tym czasie buszowały w tiulach i woalach
Co zaowocowało broszką. Dziś broszka została nazwana kotylionem, niech będzie kotylion – teraz tylko iść z takim kotylionem na karnawałowy bal:)
Poza tym pochwalę się, że kupiłam dwa nowe materiały na spodnie. Fason już wybrany. Jeden materiał już zdekatyzowany, tylko ten wredny czas, nie daje mi się poskromić... Kiedyś usłyszałam o sobie, że jestem świetnym menadżerem czasu... szkoda, że to już czas przeszły... teraz, za przeproszeniem nic się kupy nie trzyma. Praca blee, w chałupie tysiąc spraw do zrobienia i załatwienia, a do tego kocica ryje w donicach i wszędzie co chwila jest piach i liście! I jak ogarnąć taką gadzinę?
nie znam sposobu na poskromienie kota, ale broszka jest śliczna a samolot to istny majstersztyk:)
OdpowiedzUsuń