poniedziałek, 3 stycznia 2011

Opowieści na cztery i trzy łapy


Dziś będzie o zwierzętach.
Kolejny raz prezentuję mojego (a właściwie to bardziej Ziutkowego) kota. Sz. uznaje tylko Ziutka, tylko do niego włazi na kolana, tylko jemu daje się głaskać. Do mnie nawet nie podchodzi, czasem mi udaje się ją podejść i tak oto zostałyśmy przyłapane jeszcze przed świętami.

Do świąt trzeba się dobrze przygotować, na przykład wskakując do wanny.

I tak nasze przedświąteczne sprzątanie zostało unicestwione. Wszędzie były ślady mokrych kocich łapek.

A tu już święta i moja stara kocica.

To jest prawdziwy kot, ładuje się na kolana, mruczy cudownie do ucha i łasi się aż miło. Nie możemy doliczyć się, czy weteranka skończy w tym roku 12 czy 13 lat. Dużo przeszła biedulka, teraz jest na rencie inwalidzkiej – bo nie ma jednej łapki. Wpadła w żelastwo zastawione przez kłusowników, potem została jeszcze obita i z trudem doczołgała się do domu. Poranionej łapki nie udało się uratować. Przez brak kończyny skrzywił się jej kręgosłup, ale nie przeszkadza to wcale w rozrabianiu i w poczęstowaniu się świątecznym pasztetem – pożarła pół blaszki, gdy mama wyszła na chwilę z kuchni! Resztę dostał pies.

A to ów pies.

Kolejna pokrzywdzona przez los istota. Miał być psem przewodnikiem niewidomych, ale psia psychika nie wytrzymała takiej odpowiedzialność i psinka jest lekko… hmm U rodziców dożywa swoich dni. Mama ma jeden cel: pies ma być szczęśliwy. I chyba wreszcie zaczyna być, odżył, nawet już zaczyna skakać z radości i raz szczeknął!
I w takim oto towarzystwie spędziłam święta i kilka poświątecznych dni. Dodam jeszcze, że stara kocica i nasza czarna nie lubią się i muszą być oddzielane. Nasza zostaje w Ziutka rodzinnym domu. Jako wspomnienia pozostała mi sierść kocia i psia na wszystkich ubraniach… I jak to teraz wyczyścić?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz