wtorek, 28 grudnia 2010

Vichy

Zima za oknem szaleje, drogi mało przejezdne (w niektórych regionach prawie wcale), nie pozostaje nic innego jak siąść przy piecu z kotem na kolanach (właśnie gdzieś wcięło kota, gdzie mógł się schować?), odpalić laptopa i póki mam dostęp do sieci (jak będzie śnieżyca to nici z zasięgu) uzupełnić blog.
Zanim pojawi się wpis poświąteczny chcę wrócić do mojej dzikiej wprawy do Francji. Przedstawiam Vichy nocą. Miasto to znane jest głównie dzięki marce kosmetyków dostępnych w aptekach, ale to przecież nie tylko fabryka kremów. To przede wszystkim urocza miejscowość uzdrowiskowa, a w czasie II wojny światowej stolica Francji.



Urzekła mnie karuzela i zdobiące ją malowidła. Mają taki nie z tej epoki klimat. Popatrzcie same:







W jednym miejscu zasłaniająca wnętrze płachta nie była zasznurowana, wsunęłam tam aparat, zrobiłam zdjęcie i… prosiaczek pokazał mi cztery litery…

Zdjęcia nie powtórzyłam, bo choć była to godzina pierwsza w nocy i ulice świeciły pustkami, to znalazł się człowiek, który mnie pogonił. A może wcale nie chciał mnie pogonić, tylko ja miałam wyrzuty sumienia, że zaglądam gdzie nie wolno? Oddaliłam się więc pośpiesznie i było po zdjęciach.

W następnym odcinku Bordeaux :)

1 komentarz:

  1. Ja też odwiedzając kilka francuskich miast natknęłam się w nich na te przecudne karuzele :)Nadają niesamowity urok tym wszystkich przecudnym miasteczkom :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń