wtorek, 9 grudnia 2014

Ulubiona tradycja świąteczna w moim domu (WB1)



Przesiadłam się z diabelskiego młyna na karuzelę. Niby spokojniej, ale wciąż się kręci. Tak mogłabym opisać moje ostatnie miesiące. A miało być spokojniej… Cóż, trzeba jakoś to przetrwać i aby sobie trochę umilić ten czas, biorę udział w wyzwaniu Uli.
Dziś pierwsze zadanie ulubiona tradycja świąteczna.

O tradycyjnych potrawach na naszym stole pisałam tutaj i przez ostatnie lata niewiele się zmieniło.
Choinkę ubieramy w Wigilię (chyba tylko raz ubraliśmy wcześniej, gdy wyjeżdżaliśmy do pradziadków na Wigilię), w Wigilię nie jemy ciast, nie pijemy też alkoholu, mamy zawsze dodatkowe nakrycie, które przez te wszystkie lata przydało się tylko raz. Tak, raz zapukał do nas sąsiad (nigdy wcześniej tego nie robił) i już go nie wypuściliśmy.
Od kilku lat tradycją jest, że Wigilię spędza z nami sąsiadka, która rodzinę ma daleko. Zawsze opowiada te same historie o talerzach z „dektury” i śpiewa lub recytuje w języku swojego dzieciństwa, czyli po niemiecku.
Prezenty zbierane są do wielkiego wora, który trafia pod choinkę. Po kolacji „śnieżynki” w mikołajowych czapkach (brat i ja lub mój mąż i ja) dzwonimy dzwonkiem, nurkujemy pod choinką i wyciągamy kolejne podpisane paczki. Aby odebrać prezent trzeba powiedzieć wierszyk, zaśpiewać kolędę lub zatańczyć;) Jest wesoło i po pysznym jedzeniu ten moment chyba lubię najbardziej.
Żałuję tylko, że tak mało śpiewamy kolęd. Dla mnie te kilka zwrotek to za mało. Jeśli tylko mogę to nie ubieram choinki (w moim mieszkaniu tylko dwa razy przez ostatnie 10 lat mieliśmy drzewko) i wymiguję się od tego także u rodziców, jakoś nie przepadam za tym. W moim rodzinnym domu choinka jest tradycyjna, czyli we wszystkich wzorach i kolorach. I jeśli tylko się uda to jest  do sufitu.

1 komentarz:

  1. A czemu tak z pieskiem? Przewroci choinke?

    U mnie się sporo spiewa. Mila akcja z tym sasiadem;)

    OdpowiedzUsuń