niedziela, 12 października 2014

Update z lata



Lato nie chce odejść, zsyła piękne słoneczne dni i dopieszcza ciepłymi promieniami, jakby chciało mi wynagrodzić to, że nie miałam urlopu i czasu, aby nacieszyć się tą porą roku.
Na początku lata zapowiadałam, że czeka mnie ciężki czas. Gdy to pisałam (tutaj) nie spodziewałam się, że będzie aż tak ciężko. Choć od początku września już jest lżej, do tej pory dochodzę do siebie i nie mogę nabrać sił. Do tego jeszcze wrześniowa infekcja nie pomogła w odzyskiwaniu energii.

Dlaczego mój blog żył tylko dzięki postom przesyłanym z komórki? Dlatego, że w moim życiu zaszły duże zmiany – po 16 latach pożegnałam zawód, który wybrałam, i zmieniłam pracę. Nie zrobiłam tego z własnej i nieprzymuszonej woli. O nieciekawych szczegółach pisać nie chcę, dodam tylko, że na początku tego roku uświadomiłam sobie, że mnie już nie ma. Ja nie żyję i jeśli chcę żyć to muszę coś zrobić. Nie chcę, aby moje życie wyglądało jak ostatnie dwa lata. Moje modlitwy o zmianę zostały szybko wysłuchane. Nadpłynęła szalupa ratunkowa i wskoczyłam do niej. Wiele osób mogłoby mieć pretensje (i niektórzy mają) o mój wybór, ale jak przypływa szalupa ratunkowa, to się nie pyta czy jest miejsce na wyściełanym fotelu czy na twardej desce, tylko się wsiada i ratuje życie. Tak, ta zmiana była dla mnie dosłownie jak szalupa ratunkowa.

Przez trzy miesiące (czerwiec, lipiec i sierpień) kończyłam moją starą pracę i w nowej pracowałam na pół etatu. Urlop ze starej pracy spędziłam w nowej na czasie próbnym i przez to wszystko jestem zmęczona jak pies. Ale! Ale wracam do domu, wysiadam z kolejki i się uśmiecham! Widzę, że niebo jest niebieskie, a chmury białe, widzę kolorowe liście i jesienne promienie słońca. Wcześniej tego nie widziałam, nie było mnie, a teraz zachwycam się wszystkim i chłonę otaczający mnie świat i chcę nadrobić zmarnowane dwa lata.
Poza intensywną pracą latem było kilka miłych wydarzeń i przykrych niestety też. Część relacjonowałam już na blogu z prosto z komórki, a do innych chcę wrócić teraz. Zapraszam na chwile wspomnień.

Zupełnie niespodziewanie odwiedziła mnie moja przyjaciółka z rodziną. Krótka to była wizyta, ale jakże fajna! Wspólny spacer po czerwcowych łąkach, dziewczyn buszujące w trawach i ciotka jako dziki koń, gadanie do późna i stosy naleśników z domową nutellą. 

 






W połowie czerwca, tego samego dnia przyjechało pogotowie do naszej Babci i do taty mojego kolegi. Siedzieliśmy oboje jak na szpilkach i czekaliśmy na wieści z domu. Babcia trafiła do szpitala, tata kolegi został w domu. Po dwóch dniach odszedł otoczony bliskim.
Dlaczego warto co jakiś czas przypominać sobie podstawy udzielania pierwszej pomocy? Dlatego, że jeśli kiedykolwiek będziecie kogoś reanimować, będzie to najprawdopodobniej bliska osoba. To taka refleksja po tych dwóch zdarzeniach.
O polskiej służbie zdrowia rozpisywać się nie będę, krótko napisze o tym, że bez uprzedzenia, bez czasu na reakcję wypisano Babcię do domu. Nie zdążyliśmy nawet spytać, ile mogłaby zostać na oddziale i czy jest oddział paliatywny. Z dnia na dzień oddali pacjentkę leżącą, bez kontaktu, z sondą do karmienia. Kto wie jak opiekować się chorym leżącym? Jak zmienić przecierało, gdy pacjent ani ręką ani nogą nie rusza? Jak założyć pampersa dorosłemu i jak go umyć? Jak nakarmić, gdy sam nie przełyka? Na takie pytania trzeba było szybko znaleźć odpowiedź. Dzięki życzliwości wielu osób udało się zorganizować łóżko dla leżącego chorego i materac przeciwodleżynowy. Chwile grozy były, gdy w aptece skończyły się pielucho majtki, a w hurtowni nie było… 
Poniżej książka, którą pożyczyła mi moja rehabilitantka. Warto wiedzieć, że są takie publikacje, bo nie ma co liczyć, że ktoś w szpitalu nas przeszkoli zanim odda nam pacjenta.


"Zasady podnoszenia i przemieszczania pacjentów. Przewodnik dla pielęgniarek"
Redaktor naukowy wydania polskiego mgr Elżbieta Szwałkiewicz.

I gdy już wszystko zostało dobrze ogarnięte, a Mama i Ciocia weszły w rytm opieki nad Babcią – Babcia odeszła. Na szczęście stało się to w domu, wśród bliskich. Życzę każdemu, aby na starość miał taką opiekę jak Babcia miała w domu.

W lipcu wyrwaliśmy się z mężem na jeden weekend. Moja Mama była u nas - już operacji kolana, i została z kotami, które niestety źle zniosły rozłąkę z nami. Nitka znów zaczęła siusiać z tęsknoty.
A co robiliśmy w tym czasie? Byliśmy na zlocie motocykli Sokół i pojazdów zabytkowych w Czersku.





Zwiedziliśmy też tamtejszy zamek książąt mazowieckich. Wspaniałe miejsce, a widoki cudowne. Aż wierzyć się nie chce, że zamek ten stał kiedyś nad Wisłą.














Odwiedziliśmy też Otwock w poszukiwaniu stylu świdermajer, ale niestety niewiele dało się dojrzeć wiele wśród bujnej roślinności.


W połowie sierpnia podziwialiśmy motolotnie, które miały zlot na Mazurach. Jeden latał nad nami kilka razy i nam machał, fajne wrażenie. Ciekawe, jak jest tam w górze?

A pod koniec sierpnia miałam bardzo krótki urlop: dwa dni. Zrobiliśmy sobie wycieczkę do Kruszynian i Białegostoku (relacja z komci tutaj).
Zwiedziliśmy meczet i tamtejszy cmentarz.







W Jurcie tatarskiej zjedliśmy koźlinę (pysznie doprawioną), kołduny tatarskie - pierogi z mięsem wołowym lub wołowo-jagnięcym podawane z rosołem; pierekaczewnik - ciasto wielowarstwowe z mięsem, serem lub jabłkami, manty - gotowane na parze z białym serem.
Na wynos dla Mamy zabraliśmy przepyszne ciasteczka Czk-Czak - tatarskie ciasteczka oblane naturalnym miodem, makiem lub migdałami; oraz bułeczki drożdżowe z borówką. 

kołduny

Pierekaczewnik

koźlina

manty



W Białymstoku, przeszliśmy „naszym” szlakiem. „Naszym”, bo tutaj moi rodzice brali ślub, tutaj się urodziłam i tutaj spędziliśmy pierwsze lata wspólnego życia. W akademiku na Krakowskiej.

"Nasze okno nad daszkiem"

Przygnani wspomnieniami zaszliśmy do Pałacu Branickich - Wersalu północy. Dziś należy on do Akademii Medycznej, a kiedyś udzielano tu ślubów. Trafiliśmy na wspaniałego przewodnika, który pokazał nam nie tylko salę, w której moi rodzice przysięgali sobie miłość, ale także inne zakamarki pałacu: wspaniałą bibliotekę i czytelnię. Nasunęło mi się takie porównanie. Uniwersytet w Poczdamie też mieści się w pałacu, ale tamtejsza biblioteka może się schować w porównaniu z białostocką.










To tutaj padło "tak";)

Ktoś piękną widokową oś szpetnie zepsuł







Serwetka na murze


 W drodze powrotnej  przejeżdżaliśmy przez Prostki. Tutaj, na granicy prusko-rosyjskiej pracował mój prapradziadek.

 
I to moje migawki z lata 2014.

„Żegnaj, lato na rok, stoi jesień za mgłą,
czekamy wszyscy tu, pamiętaj nas i wracaj znów.” (Bogdan Olewicz)
Wierzę, że za rok będę w lepszej formie i z latem pójdę pod rękę:)


3 komentarze:

  1. Mimo wszystko, piękne było lato tego roku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, że juz teraz odpoczywasz:) a jesien piekna to fakt - dla mnie to moze byc taka i do stycznia nawet:) jedyny minus ze nie wiem jak sie ubierac bo rano chłodno, a potem ciepło - juz własnie w ten sposób pęcherz przeziebiłam... a wycieczki fajne:)

    OdpowiedzUsuń
  3. piękną mamy jesień tego roku choć bardzo zdradliwą! Kochana bardzo mi przykro z powodu Twojej babci, ja akurat wiem, ze opieka nad obłożnie chorym to bardzo trudna sprawa, strata na pewno boli!
    Piękne migawki zaserwowałaś, zdjęcia potraw pobudziły mój żołądek i ide cos zjeść!
    Dobrze, że jesteś! a kiedy cos o glinie??????????

    OdpowiedzUsuń