Lato
nie chce odejść, zsyła piękne słoneczne dni i dopieszcza ciepłymi promieniami,
jakby chciało mi wynagrodzić to, że nie miałam urlopu i czasu, aby nacieszyć
się tą porą roku.
Na
początku lata zapowiadałam, że czeka mnie ciężki czas. Gdy to pisałam (tutaj)
nie spodziewałam się, że będzie aż tak ciężko. Choć od początku września już
jest lżej, do tej pory dochodzę do siebie i nie mogę nabrać sił. Do tego
jeszcze wrześniowa infekcja nie pomogła w odzyskiwaniu energii.
Dlaczego
mój blog żył tylko dzięki postom przesyłanym z komórki? Dlatego, że w moim
życiu zaszły duże zmiany – po 16 latach pożegnałam zawód, który wybrałam, i
zmieniłam pracę. Nie zrobiłam tego z własnej i nieprzymuszonej woli. O nieciekawych
szczegółach pisać nie chcę, dodam tylko, że na początku tego roku uświadomiłam sobie,
że mnie już nie ma. Ja nie żyję i jeśli chcę żyć to muszę coś zrobić. Nie chcę,
aby moje życie wyglądało jak ostatnie dwa lata. Moje modlitwy o zmianę zostały szybko
wysłuchane. Nadpłynęła szalupa ratunkowa i wskoczyłam do niej. Wiele osób
mogłoby mieć pretensje (i niektórzy mają) o mój wybór, ale jak przypływa
szalupa ratunkowa, to się nie pyta czy jest miejsce na wyściełanym fotelu czy
na twardej desce, tylko się wsiada i ratuje życie. Tak, ta zmiana była dla mnie
dosłownie jak szalupa ratunkowa.
Przez
trzy miesiące (czerwiec, lipiec i sierpień) kończyłam moją starą pracę i w nowej
pracowałam na pół etatu. Urlop ze starej pracy spędziłam w nowej na czasie
próbnym i przez to wszystko jestem zmęczona jak pies. Ale! Ale wracam do domu,
wysiadam z kolejki i się uśmiecham! Widzę, że niebo jest niebieskie, a chmury
białe, widzę kolorowe liście i jesienne promienie słońca. Wcześniej tego nie
widziałam, nie było mnie, a teraz zachwycam się wszystkim i chłonę otaczający
mnie świat i chcę nadrobić zmarnowane dwa lata.
Poza
intensywną pracą latem było kilka miłych wydarzeń i przykrych niestety też.
Część relacjonowałam już na blogu z prosto z komórki, a do innych chcę wrócić
teraz. Zapraszam na chwile wspomnień.
Zupełnie
niespodziewanie odwiedziła mnie moja przyjaciółka z rodziną. Krótka to była
wizyta, ale jakże fajna! Wspólny spacer po czerwcowych łąkach, dziewczyn
buszujące w trawach i ciotka jako dziki koń, gadanie do późna i stosy
naleśników z domową nutellą.
W
połowie czerwca, tego samego dnia przyjechało pogotowie do naszej Babci i do taty
mojego kolegi. Siedzieliśmy oboje jak na szpilkach i czekaliśmy na wieści z
domu. Babcia trafiła do szpitala, tata kolegi został w domu. Po dwóch dniach
odszedł otoczony bliskim.
Dlaczego
warto co jakiś czas przypominać sobie podstawy udzielania pierwszej pomocy?
Dlatego, że jeśli kiedykolwiek będziecie kogoś reanimować, będzie to najprawdopodobniej
bliska osoba. To taka refleksja po tych dwóch zdarzeniach.
O
polskiej służbie zdrowia rozpisywać się nie będę, krótko napisze o tym, że bez
uprzedzenia, bez czasu na reakcję wypisano Babcię do domu. Nie zdążyliśmy nawet
spytać, ile mogłaby zostać na oddziale i czy jest oddział paliatywny. Z dnia na
dzień oddali pacjentkę leżącą, bez kontaktu, z sondą do karmienia. Kto wie jak opiekować
się chorym leżącym? Jak zmienić przecierało, gdy pacjent ani ręką ani nogą nie
rusza? Jak założyć pampersa dorosłemu i jak go umyć? Jak nakarmić, gdy sam nie
przełyka? Na takie pytania trzeba było szybko znaleźć odpowiedź. Dzięki
życzliwości wielu osób udało się zorganizować łóżko dla leżącego chorego i
materac przeciwodleżynowy. Chwile grozy były, gdy w aptece skończyły się pielucho
majtki, a w hurtowni nie było…
Poniżej książka, którą pożyczyła mi moja
rehabilitantka. Warto wiedzieć, że są takie publikacje, bo nie ma co liczyć, że
ktoś w szpitalu nas przeszkoli zanim odda nam pacjenta.
"Zasady
podnoszenia i przemieszczania pacjentów. Przewodnik
dla pielęgniarek"
Redaktor
naukowy wydania polskiego mgr Elżbieta Szwałkiewicz.
I
gdy już wszystko zostało dobrze ogarnięte, a Mama i Ciocia weszły w rytm opieki
nad Babcią – Babcia odeszła. Na szczęście stało się to w domu, wśród bliskich. Życzę
każdemu, aby na starość miał taką opiekę jak Babcia miała w domu.
W
lipcu wyrwaliśmy się z mężem na jeden weekend. Moja Mama była u nas - już
operacji kolana, i została z kotami, które niestety źle zniosły rozłąkę z nami.
Nitka znów zaczęła siusiać z tęsknoty.
A
co robiliśmy w tym czasie? Byliśmy na zlocie motocykli Sokół i pojazdów zabytkowych
w Czersku.
Zwiedziliśmy
też tamtejszy zamek książąt mazowieckich. Wspaniałe miejsce, a widoki cudowne. Aż wierzyć się nie
chce, że zamek ten stał kiedyś nad Wisłą.
Odwiedziliśmy
też Otwock w poszukiwaniu stylu świdermajer, ale niestety niewiele dało się
dojrzeć wiele wśród bujnej roślinności.
W
połowie sierpnia podziwialiśmy motolotnie, które miały zlot na Mazurach. Jeden
latał nad nami kilka razy i nam machał, fajne wrażenie. Ciekawe, jak jest tam w
górze?
A
pod koniec sierpnia miałam bardzo krótki urlop: dwa dni. Zrobiliśmy sobie
wycieczkę do Kruszynian i Białegostoku (relacja z komci tutaj).
Zwiedziliśmy meczet i tamtejszy cmentarz.
W
Jurcie tatarskiej zjedliśmy koźlinę (pysznie doprawioną), kołduny
tatarskie - pierogi z mięsem wołowym lub wołowo-jagnięcym podawane z rosołem; pierekaczewnik
- ciasto wielowarstwowe z mięsem, serem lub jabłkami, manty
- gotowane na parze z białym serem.
Na
wynos dla Mamy zabraliśmy przepyszne ciasteczka Czk-Czak
- tatarskie ciasteczka oblane naturalnym miodem, makiem lub migdałami; oraz bułeczki
drożdżowe z borówką.
 |
kołduny |
 |
Pierekaczewnik |
 |
koźlina |
 |
manty |
W
Białymstoku, przeszliśmy „naszym” szlakiem. „Naszym”, bo tutaj moi rodzice
brali ślub, tutaj się urodziłam i tutaj spędziliśmy pierwsze lata wspólnego
życia. W akademiku na Krakowskiej.
 |
"Nasze okno nad daszkiem" |
Przygnani
wspomnieniami zaszliśmy do Pałacu Branickich - Wersalu północy. Dziś należy on do Akademii
Medycznej, a kiedyś udzielano tu ślubów. Trafiliśmy na wspaniałego przewodnika,
który pokazał nam nie tylko salę, w której moi rodzice przysięgali sobie
miłość, ale także inne zakamarki pałacu: wspaniałą bibliotekę i czytelnię.
Nasunęło mi się takie porównanie. Uniwersytet w Poczdamie też mieści się w
pałacu, ale tamtejsza biblioteka może się schować w porównaniu z białostocką.
 |
To tutaj padło "tak";) |
 |
Ktoś piękną widokową oś szpetnie zepsuł |
 |
Serwetka na murze |
W drodze powrotnej przejeżdżaliśmy przez Prostki. Tutaj, na granicy prusko-rosyjskiej pracował mój prapradziadek.
I to moje migawki z lata 2014.
„Żegnaj, lato na rok, stoi jesień
za mgłą,
czekamy wszyscy tu, pamiętaj nas i wracaj znów.” (Bogdan Olewicz)
Wierzę, że za rok będę w lepszej formie i
z latem pójdę pod rękę:)