Przepisu nie podaję, pełno jest różnych wersji w necie. Ziutek oczywiście troszkę ją po swojemu zmodyfikował, ale pasta paprykowa dodana do zupy była prawdziwa węgierska, a rybki były ze Śniardw (legalnie złowione). Zupa była naprawdę bardzo smaczna. Miała tylko jeden minus. Te rybki to były przeznaczone dla kota, bo były małe, ale że Ziutek bardziej niż kot kocha ryby, więc zamiast do kociej miski trafiły do naszego garnka. A jak to z małymi rybkami bywa - małe rybki, małe ości. Chętnie zanurzyłabym zęby w jakimś większym rybnym kawałku, a tak musiałam bawić się w wyciąganie małych, ale jakże przeszkadzających ości.
Ten blog założyłam, aby nie uciekło zupełnie to, co się dzieje wokół mnie i to, co robię. Ma być też podglądem mojego życia dla bliskich, którzy są daleko. Chcę zamieszczać to wszystko, co robię w wolnym czasie, dużo tego nie będzie, bo wolnego czasu mam mało. Dlatego też chcę zapisywać sobie te cenne chwile. Zapraszam
sobota, 20 listopada 2010
Halászlé
czyli węgierska zupa rybna według mojego Ziutka
Przepisu nie podaję, pełno jest różnych wersji w necie. Ziutek oczywiście troszkę ją po swojemu zmodyfikował, ale pasta paprykowa dodana do zupy była prawdziwa węgierska, a rybki były ze Śniardw (legalnie złowione). Zupa była naprawdę bardzo smaczna. Miała tylko jeden minus. Te rybki to były przeznaczone dla kota, bo były małe, ale że Ziutek bardziej niż kot kocha ryby, więc zamiast do kociej miski trafiły do naszego garnka. A jak to z małymi rybkami bywa - małe rybki, małe ości. Chętnie zanurzyłabym zęby w jakimś większym rybnym kawałku, a tak musiałam bawić się w wyciąganie małych, ale jakże przeszkadzających ości.
Przepisu nie podaję, pełno jest różnych wersji w necie. Ziutek oczywiście troszkę ją po swojemu zmodyfikował, ale pasta paprykowa dodana do zupy była prawdziwa węgierska, a rybki były ze Śniardw (legalnie złowione). Zupa była naprawdę bardzo smaczna. Miała tylko jeden minus. Te rybki to były przeznaczone dla kota, bo były małe, ale że Ziutek bardziej niż kot kocha ryby, więc zamiast do kociej miski trafiły do naszego garnka. A jak to z małymi rybkami bywa - małe rybki, małe ości. Chętnie zanurzyłabym zęby w jakimś większym rybnym kawałku, a tak musiałam bawić się w wyciąganie małych, ale jakże przeszkadzających ości.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz