Wczoraj przyszła marcowa Burda. Tak, tak uległam pokusie i
zaprenumerowałam w cenie regularnej, a tydzień po zaprenumerowaniu zadzwonili z super ofertą, już
nie wspomnę, jak się zezłościłam.
Przeglądam ten numer i staram się coś sobie upatrzeć i nie jest
to takie proste jak miesiąc temu.
Jakbym musiała z tego numeru coś uszyć, to na siłę
wybrałabym to:
I może jeszcze kamizelkę i bluzeczkę...
Za to za lutowym numerem tęsknie straszliwie – tyle fajnych modeli
w moim guście, a ja nie mam czasu na szycie;((((
Sukienka, o jakiej marzyłam od dłuższego czasu, a nie
wiedziałam jak uszyć. Teraz mam już wykrój
Jedna sukienka z tego numeru już rozpoczęta, ale ten czas,
czas!
U mnie tegoroczna lutowa Burda wygrywa z marcową, choć zazwyczaj to marcowe numery należały do moich ulubionych.
* zdjęcia i rysunki pochodzą ze strony www.burdastyle.de
Niebieską sukienkę z lutowego numeru dziwnym trafem przegapiłam. W wersji czerwonej przez tą falbanę może być taka trochę w stylu flamenco.
OdpowiedzUsuńFajnie, że ją zauważyłaś :)
Wiosno... przychodź!