czwartek, 12 lipca 2012

"Motyle, motyle, motyle"

Za dwa tygodnie mam ważne oficjalne spotkanie. Impreza cykliczna, ze stałym towarzystwem i wszystkie moje wizytowe sukienki już odbyły to spotkanie. I jak typowa kobieta nie mam w co się ubrać!
Problem żaden, przecież mogę sobie uszyć. Tylko czy zdążę? Jaką sukienkę uszyć? Z jakiego materiału?
Miałam już kilka pomysłów, ale przyszła lipcowa Burda i spodobała mi się pewna sukienka i wszystkie wcześniejsze plany wzięły w łeb. Muszę ją mieć!
I tu zaczęły się schody:
1. Należy ją szyć wyłącznie z tkanin bielastycznych - nie mam pojęcia co to znaczy. Wujek Google ani ciocia Wiki też mi nie powiedzieli. Na mój nos to tkanina elastyczna w dwóch kierunkach.
2. Nie mam takiej tkaniny
3. Mam kwarantannę i nie mogę wyjść z domu.

Przez kilka dni tęsknie przeglądałam Burdę, aż wreszcie dziś wybrałam się do sklepów bławatnych (już mogę wychodzić, bo nie zarażam). Panie ekspedientki też nie wiedziały o co chodzi z tym bielastycznym materiałem. Jedna przeglądając Burdę przypomniała sobie, że już pewna klientka uszyła tę sukienkę i pokazała mi, z którego materiału. Materiał cudowny, u góry biały przechodzący w granat na samym dole, a na tym piękne czerwoniaste kwiaty! I tama klientka uszyła sukienkę w poprzek wzoru. Sprzedawczyni owinęła się tkaniną i pokazał jak to wyszło. Szczerze? To straszliwie mnie skręciło z zazdrości, że ja na taki pomysł nie wpadłam. Chciałabym kiedyś spotkać tę kobietę w mieście, nie przepuściłabym jej tylko od razu powiedziała, co o niej myślę, a myślę, że jest genialna!
Pomysł niestety nie do powtórzenia, bo przecież nie po to szyję, aby chodzić w takich samych sukienkach jak inne kobiety. Już mi trochę nie pasuje, że ktoś z okolicy wybrał akurat tę sukienkę i już ją uszył. Nic to, moja też będzie ładna choć jednolita.

Jadąc do miasta, obiecywałam sobie, że nie kupię nic poza materiałem na tę konkretną sukienkę. Efekt był taki, że materiał, który mi się spodobał (chabrowy) był resztką i nie wiedziałam czy tej resztki starczy, więc na wszelki wypadek wzięłam też inny (ciemny granat prawie grafit). To jeszcze mogę sobie wybaczyć, bo przecież na sukienkę.
Ale potem poszłam do drugiego sklepu i... wpadł mi w oko motyl, a że była to końcówka to zgarnęłam całość (drukowany jersey ok. 34 zł za 1,7 m).
Zaczarowały mnie te motyle, sami zresztą popatrzcie

Oczywiście nie mam pojęcia co z nich uszyję, na razie cieszę się, że go mam i napawam widokiem.

Motyle są duże, większe od mojej dłoni.

Gdy widzę motyle, to zawsze przypomina mi się moja młodsza siostra, która podobno kiedyś w nocy usiadła na łóżku i przez sen zawołała: "Motyle, motyle, motyle!". Po czym położyła się i spała dalej. Aniu, pozdrawiam Cię więc motylaście!

6 komentarzy:

  1. świetny ten motylasty materiał! ja widzę z niego spodnie typu alladynki :) ale to nie moja materia zarówno jeśli chodzi o szycie jak i tkaninę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie dziwię się, że kupiłaś ten materiał:) Wzór na tkaninie jest cudowny.

    OdpowiedzUsuń
  3. śliczny! kiedy tylko zobaczyłam tytuł od razu pomyślałam: o, coś co uwielbiam:)
    Ciekawi mnie ta twoje sukienka. Szyj, szyj...

    Czy wspominałam Ci o moim motylastym pomyśle na mój samochód? Szukam złotych naklejek z motylami, potem dokupię złoty lakier w sparay'u(ten samochodowy) i coś pokombinuję.

    Artur miał dwa inne pomysły. Stwierdził, że jak już oklejać auto to napisami:
    1. "ciaptaki jeżdżą za mną"
    2. Na przedniej masce: you are next... na tylnej: to see my back

    Stwierdził, że pasują do mojej jazdy jak ulał:))


    Pozdrawiam


    Anka

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow, szalone motyle :D Fajnie :D To teraz szybko szyj i pochwal się efektem :)

    OdpowiedzUsuń
  5. nie mogę, motyle cuudne, wyglądają troszkę jak wycięte z wykrojników;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Taka letnia,zwiewna sukieneczka z tych motylków byłaby świetna :)

    OdpowiedzUsuń