sobota, 31 października 2015

Stop sobotnim porządkom!



Czyli jak przygotowałam mój tygodniowy harmonogram sprzątania

W ciągu ostatnich pięciu lat, odkąd trafiłam w blogosferę, bardzo dużo dzięki niej zmieniło się w moim życiu zawodowym, rodzinnym i we mnie samej. Jedną z ważnych zmian jest moje podejście do sprzątania. Zmieniło się ono totalnie i coraz mniej ma wspólnego z tym, czego byłam uczona w dzieciństwie.

Traumatyczna przeszłość
Kto, tak jak ja, do dziś pamięta soboty, w których robiło się generalne porządki? Tak, to sobota była wielkim dniem sprzątania (kiedyś też i prania). Układanie i chowanie rzeczy na miejsce. Ścieranie kurzu z półek na mokro od góry do dołu. Odkurzanie od krańca pokoju do jego wejścia (aby śmieci wynosić, a nie wnosić), a potem jeszcze ścieranie podłogi na mokro. A potem kolejny pokój, łazienka, korytarz, schody (schody długo były moim udziałem w domowych porządkach).

Do dziś pamiętam chwile, w których ścieram kurze w moim pokoju. Takie sprzątanie zajmowało mi cały dzień, a i był też taki czas, gdy nie dawałam rady z jednym pokojem. Pamiętam te męki, groźby i kary, że jak nie wykonam swoich obowiązków, nie będę oglądać dobranocki, czy też filmu tego lub owego, który lada moment miał się zacząć. Nie będę uczestniczyć w rodzinnym wieczorze, który był zaplanowany jako wspólne świętowanie we wspólnie wyczyszczonym domu. Po przepychankach z mamą, jedynie łaska ojca i solenne postanowienie poprawy za tydzień, ratowały mnie przed wykluczeniem i spędzeniem wieczoru na górze (czyli w moim pokoju). Ileż łez się wtedy lało! Jednym z filmów, na który nie mogłam wyrobić było 'Pół żartem, pół serio' z Merlin Monroe. Przyszłam spóźniona i do dziś nie wiem, jak film się zaczynał.

Tak, sobotnie sprzątanie to była dla mnie wielka katastrofa. Marzyłam, aby ktoś przyszedł i zrobił to za mnie. Nie znałam innych sposobów, aż do wejścia w blogosferę i poznania tygodniowego harmonogramu sprzątania.

Trudne początki
Pierwszy raz z tygodniowym harmonogramem sprzątania spotkałam się na nieistniejącym już blogu Elizy - Utkane z marzeń. Pokazywała, w jaki sposób dba o cały dom, który na zdjęciach wyglądał wprost bajecznie. Każdego dnia robiła kilka czynności, które miały zapewnić czystość i ład na bieżąco. Trochę kłóciło mi się to z moim wychowaniem w tradycji sobotniego sprzątania, bo jak to? Dom nie będzie ani razu tak porządnie czysty, tylko tak po trochu? Przecież jak sprzątnę dziś tu, a jutro tam, to jutro tu już będzie brudne, a po jutrze to będzie brudno i tu i tam? Wizja momentu, w którym mój dom jest wyczyszczony wszędzie i lśni dominowała i, nie oszukujmy się, była dla mnie nierealna.

Poszłam za jej przykładem i zrobiłam harmonogram prac, które będę wykonywać w tygodniu, aby mieć sobotę wolną, a mieszkanie było cały czas czyste. Przygotowałam listę czynności do wykonania codziennie, raz w tygodniu, raz w miesiącu i raz na pół roku lub raz na rok. Codziennie miałam robić czynności codzienne i kilka z tych raz w tygodniu plus jedna, dwie z listy - raz w miesiącu - tak aby przez tydzień, do każdego zakamarka zajrzeć i go uprzątnąć, i aby przez miesiąc, wykonać wszystko inne, co potrzebuje rzadszej pielęgnacji.

Mój harmonogram był imponujący! I nierealny
Niestety, a może na szczęście, nie zachował się, ale pamiętam, że codziennie miałam do wykonania 7-8 czynności. I co? I… nic. Plan był tak ambitny, że aż niewykonalny i zrodził we mnie masę frustracji. Ani razu nie udało mi się przerobić założonych tygodniowych czynności! Zarzuciłam go więc i sprzątałam od przypadku do przypadku, jak pozwalała na to praca i wyjazdy wszelkie.

Kolejna próba
Po kilku latach wróciłam do tego tematu. Inspiracją znów był fantastyczny blog. Trafiłam do Edyty Zając, gdy właśnie dzieliła się z czytelnikami bloga swoim idealnym harmonogramem domowym. Tam też był harmonogram porządków. Kolejnymi miejscami z sieci, które pomogły mi stworzyć mój obecny harmonogram były blogi Kingi Petrus Perfekcyjna w domu (tutaj podpatrzyłam okienka do odptaszkowywania wykonanych czynności) i Zorganizowana u której jest mnóstwo inspiracji, na organizację przestrzeni wokół siebie.

Mój harmonogram powstał pod koniec 2014 roku i do dziś uległ tylko drobnym modyfikacjom. Wchodziły lub wychodziły zajęcia, które są poza domem i skracają czas na sprzątanie w danym dniu, jest wersja większa na dwie osoby i mniejsza na jedną osobę, co powstało, gdy zostałam ze wszystkim sama i stwierdziłam, że w kryzysie trzeba być dla siebie dobrym i nie mam potrzeby, bym na przykład co tydzień sprzątała w garderobie, skoro prawie jej nie używam, albo myła kuchenkę, gdy jadłam poza domem.

Harmonogram na moją miarę

Po wielu miesiącach z tym harmonogramem mogę powiedzieć, że wreszcie się sprawdza, dom wygląda dużo lepiej. Tygodniowy harmonogram sprzątania pomógł mi przetrwać trudne chwile, gdy mój mąż był przy mamie w szpitalu, a ja musiałam przetrwać od poniedziałku do piątku zanim znów ich zobaczę. Gdy wracałam do domu w kiepskiej formie, skołowana, nie wiedziałam, co ze sobą zrobić i chciało mi się tylko płakać, harmonogram był dla mnie jak ster i latarnia morska. Skupiałam się na wykonaniu określonych zadań, a nie na myśleniu co ja mam jeszcze zrobić.

Co stoi za sukcesem mojego drugiego harmonogramu? Dlaczego pierwszy zrodził frustrację, a drugi działa? Oto kilka spraw, które pomogły mi przygotować harmonogram skrojony na miarę i zapewnić ład w mieszkaniu.

Odpuszczanie
Nie musisz, nie wali się i nie pali, jak nie zrobisz? Nie rób!

Nauczyłam się odpuszczać i robić minimalne minimum. Oświeciło mnie, że skoro przez 10 lat, jak mieszkam w obecnym miejscu, kontakty i włączniki czyściłam przy remontach lub na święta, to nie ma potrzeby, abym robiła to raz w miesiącu jak Eliza. Nie mam małych, słodkich i brudnych rączek - nie ma potrzeby tego co chwilę myć.

Podobnie było z wieloma innymi czynnościami, które w mojej wizji idealnego domu powinny być regularnie robione. Skoro robiłam coś do tej pory raz na rok, to choć mi się tak marzy, nie muszę tego robić co tydzień! Odpuściłam wiele czynności i choć ktoś mógłby za głowę się złapać, że nie robię tego czy owego, to moje mieszkanie i tak zyskało. Robię mniej, ale regularnie i to daje naprawdę duży efekt.

Mierzenie czasu
Zmierzyłam większość wykonywanych regularnie czynności i wiem, że najwięcej czasu zajmuje mi odkurzenie mieszkania - 30 minut. Jak ktoś będzie Wam wciskać kit, że można to zrobić w 15 minut, to spytajcie: jaką ma powierzchnię do odkurzenia, ile ma pomieszczeń, ile w nich mebli, dookoła których trzeba krążyć, czy ma dzieci lub zwierzęta. I nie wpadajcie w kompleksy, że jesteście ciamajdy i nie potraficie odkurzyć w kwadrans. Ja odkurzam pół godziny przygotowane do odkurzania 57 metrów kwadratowych. Podobnie zajmuje mi mycie podłogi. I to są najdłuższe czynność, jakie robię. Trochę mniej zajmuje mi sprzątnięcie ubikacji i ścieranie kurzu - 20-25 min. Reszta czynności od 8 do 15 minut.

Grupowanie
Zadania zebrałam tak, aby każdego dnia zajmowały jak najmniej czasu. Staram się wyrobić w godzinę lub pół, aby się nie zmęczyć, a jednocześnie było widać efekt. Im krótszy blok czasowy, tym lepiej, bo nawet jak po pracy padamy na nos, jesteśmy w stanie się zmobilizować. Co tych 15-20 minut nie wykrzeszemy z siebie? No damy radę i już jest po robocie.

Dzielenie się
Nie mieszkam sama, więc niby z jakiej okazji tylko ja miałabym sprzątać? Obowiązki są podzielone na męża i mnie. Przegadaliśmy to, podzieliliśmy kto co woli, co robi lepiej lub na co ma więcej danego dnia czasu i jest prościej. W sytuacjach nietypowych, gdy przez prawie pół roku nie było mojego męża, lub gdy ja uczyłam się do egzaminów, druga osoba robiła zadania za dwie osoby.

Odhaczanie
Bardzo przydatny sposób. Harmonogram jest przygotowany na miesiąc, czyli z grubsza na 4 tygodnie i przy każdej czynności są cztery kratki. Zadanie wykonane, w kratce stawiamy ptaszka lub pierwszą literkę imienia osoby, która zadanie wykonała.

Zdarza się, że mamy coś na mieście do załatwienia, późno wracamy i jakiegoś dnia nie zrobimy wszystkiego lub nie zrobimy nic. Trudno, wyspać się też trzeba. W danym dniu, przy danej czynności zostaje pusty kwadracik. Gdy będzie dzień wolniejszy można to nadrobić albo i nie. W kolejnym tygodniu widzę, co mogę odpuścić, a czego nie, bo nie było zrobione tydzień wcześniej i dwa tygodnie przestoju to już za długo. Gdy brakuje czasu można odpuścić coś innego.

Nagroda
Soboty, które w tym roku w całości spędziłam w moim domu mogę policzyć na palcach. Gdy już w nim jestem, to chcę nacieszyć się moim domkiem, a nie latać cały dzień i pucować. Chcę posiedzieć w fotelu z książką, leżeć na kanapie gapić się na kwiaty doniczkowe, albo leżeć w sypialni i patrzeć na zdjęcia na ścianie i jeść jabłka. Bo dom to nie tylko obowiązki, to przede wszystkim przyjemność.

 A tutaj mój harmonogram

środa, 28 października 2015

Fotowspomnienia i Fotobiografia

Spędzam kolejny dzień w łóżku:( A takie miałam piękne plany! Niestety życie zaskakuje i trzeba plany zmienić.
Ratuję się dobrą książką. "Nasierowska Fotobiografia" Zofii Turowskiej urzekła mnie swoim niesamowitym klimatem. Przedwojenna Warszawa i okolice, szare czasy PRL-u, które bohaterowie książki starali się mimo wszystko barwnie przeżyć, no i lata 90.  na Mazurach - jeziora, pola - pejzaże bardzo mi bliskie.
I fotografia - coś, co w sumie połączyło mnie i mojego męża i coś, z czego za szybko zrezygnowaliśmy (nigdy nie zabrał mnie do ciemni na wywoływanie zdjęć, choć obiecał, a teraz już ciemni nie ma).
Nasierowska kojarzy mi się przede wszystkim z pięknymi, nawet lekko erotycznymi fotografiami naszej szalonej ciotki Anity. Po jej śmierci zdjęcia trafiły do nas. Są piękne!





 

czwartek, 15 października 2015

Co z tym blogiem?



Co z tym blogiem mam zrobić? Takie pytanie nasuwa mi się od kilku tygodni. Niewiele na nim się dzieje, nie pałam już taką chęcią zamieszczania postów jak kiedyś. Mam przygotowanych kilka wpisów, ale nie przygotowałam do nich zdjęć. Jeden z nich czeka już od… stycznia! Odczuwam niemoc blogową i rozsądnie byłoby zamknąć blog i pozbyć się wyrzutów sumienia, że leży odłogiem.
Znalazłam inne miejsca w sieci, które mnie zafdacynowały. Mam tam swoje profile i często zaglądam. Jestem na Instagramie (tutaj) , a ostatnio rozgryzam Pinterets.
Zmiany w życiu
Ponad rok temu pożegnałam moją ukochaną, choć bardzo absorbującą pracę (nie zrobiłam tego zupełnie dobrowolnie) i wydawało mi się, że jak będę mieć nową to będę mieć popołudniami tyle wolnego czasu i będę tyle robić, że ho ho! A tu nic z tego. W poprzedniej pracy miałam dni (i noce), gdy pracowałam w domu, jeździłam w teren i w końcowym okresie dwa razy w tygodniu do biura. Przesiadka z prawie wolnego zawodu do pracy czysto biurowej okazała się nie taka łatwa i nie lekko mi się odnaleźć w życiu stale zabiurkowym. A przez to i w codziennym prywatnym też.
Różne smutki
Choć nowa praca była dla mnie wybawieniem, to po odejściu z poprzedniej dopadł mnie smutek i kryzys. I w tym czasie trafiłam na kilka fantastycznych blogów, które podnosiły mnie na duchu.
Pierwszym z nich był zamknięty już blog Uli - Sen Mai, na który trafiłam dzięki Maknecie z bloga Drobiazgi Maknety.
Jak to z blogami bywa, kolejne ciekawe znajduje się je jakby się szło po sznurku. Ula organizowała zabawy blogowe (kilka razy i ja wzięłam w nich udział) i właśnie podczas takiej zabawy, w której  zadaniem było podać linki do ulubionych blogów trafiłam na blog Edyty Zając. I właśnie ten blog był moim hitem ostatniego roku. Zachwycił mnie on tak bardzo, że zaczęłam robić notatki i wiele z jej pomysłów wprowadzać w nasze życie. Edyta właśnie publikowała jesienną wersję swojego planera. Spróbowałam i ja zrobić swój planer i nawet mi się udało i korzystałam z niego w pierwszym kwartale tego roku (a potem trzeba było go zmodyfikować).
Zmiana planów
Gdy już wszystko zaczęło fajnie trybić, gdy spisaliśmy sobie plany i cele na nowy 2015 rok, okazało się, że mamie mojego męża zostało niewiele życia. Mąż przeniósł się do niej, a ja dojeżdżałam gdy miałam wolny weekend. Znów blog Edyty pomagał mi przetrwać ten trudny czas, samotne siedzenie w mieszkaniu, godziny w samochodzie (230 km w jedną stronę) i ostatnie chwile z mamą.
W czerwcu pożegnaliśmy ją. Pogrzeb odbył się w naszą 10. rocznicę ślubu.
Nowe życie, nowe plany
Od czerwca próbujemy odnaleźć się w nowej rzeczywistości, ale jest nam trudno. Nie możemy ogarnąć się z prostymi sprawami. Nie odżywiamy się zdrowo (tak, tak nawet chodzimy do fastfooda na M.), nie ćwiczymy i mamy prawie stale bałagan, który doprawiają obecnie trzy koty.
Pod koniec września udało nam się wyjechać na urlop wypoczynkowy, wróciliśmy z mocnym postanowieniem poprawy, ale niestety dopadało mnie przeziębienie. Jestem w tej chwili na zwolnieniu, czuję się już lepiej i jak tylko wydobrzeję, bierzemy się w garść. Mamy sporo planów i kilka domowych projektów, które czekają na realizację.
Kto dobrną do końca wpisu nich mocno trzyma kciuki, aby nam się udało.